Reklama

Zdarzyło się w Jaworznie. Historie prawdziwe. Ojciec produkuje narkotyki, córka dealuje, matka uciekła do gacha

Mówi się, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Ja też uważałam, że pewnie tak właśnie jest i nawet jeśli „wieść gminna” obrosła po drodze w jakieś wydumane historie, to jednak ma źródło w jakichś faktach. Ale dziś po wysłuchaniu historii pani Wiesi radziłabym na takie „ziarnka prawdy” bardzo uważać. I przede wszystkim nie powielać zasłyszanych o kimś rewelacji, bo słowo raz puszczone w ruch zaczyna żyć własnym życiem i nie da się go już ani cofnąć, ani sprostować.

Panią Wiesię spotkałam w Galenie, zaproponowała, że opowie mi ciekawą historię, więc przysiadłyśmy przy kawce oraz ciastku i cała zamieniłam się w słuch.
– Pewnie zna pani jakieś słynne osiedlowe plotkary, na każdym jednym się takie zdarzają – zaczęła. – Niby wszyscy wiedzą, że baba żyje wtykaniem nosa w cudze sprawy, obmową i oczernianiem, ale dopóki rzecz nie jest o nich, każdy chętnie jej rewelacji wysłucha, czasem doda jeszcze coś od siebie i puści dalej. A zasięgów pozazdrościłby jej niejeden youtuber. Bo, pani Grażyno, do mnie zadzwoniła bratowa, która mieszka w Kielcach, o drugiej w nocy, tak bardzo się o mnie martwiła, że nie mogła spać. Od razu spytała, czy się trzymam i nie potrzebuję jakiegoś wsparcia, bo oboje z bratem są gotowi z samego rana wsiąść w samochód i przyjechać. Gdy Gośka zaczęła mi opowiadać, czego się na temat mojej rodziny dowiedziała, sama już nie zasnęłam i to przez dwie najbliższe noce. Bo podobno wyprowadzam się z domu, a żeby się rodzina nie zorientowała, co rano gdy mąż jest w pracy, a córka w szkole, wywożę dokądś pełne walizy. Ale nic dziwnego, skoro pod moim dachem dzieją się takie rzeczy!
Spojrzałam na panią Wiesię zdziwiona, bo choć nie znamy się zbyt dobrze, wiem, że i ona, i jej mąż oraz córka to bardzo porządne i spokojne osoby. Małżonek ma dobrą pracę, córka – licealistka świetnie się uczy, często widuję ich całą trójką, zawsze razem, uśmiechnięci, pogodni…

– No i co? Pewnie ma pani kochanka? – spytałam z ironią.
– Gorzej pani Grażyno, choć może i mam, bo dokąd bym się wyprowadzała?

I tu pani Wiesia opowiedziała mi wszystko dokładnie, wprawiając mnie w kompletne osłupienie. Zaczęło się, gdy jej mąż postanowił odnowić stary kredens. Mebel stał całe lata w garażu i robił za narzędziownię, ale teraz znów nastała na takie moda, więc uznał, że da mu drugie życie. Naoglądał się w Internecie fachowych porad i zaczął kupować zalecane preparaty oraz narzędzia. Spędzał w tym garażu całe popołudnia, a kurier systematycznie dowoził zamawiane przez niego specyfiki, bo zawsze mu czegoś zabrakło. Przyuważyła to mieszkająca niedaleko jedna wścibska baba, zwana „Listonoszką” i zaczęła przechadzać się w pobliżu, jak tylko nadjechała dostawa. Umyśliła sobie, że mąż pani Wiesi uprawia jakiś zbrodniczy proceder, odbierając paczki w garażu, bo przecież gdyby nie były trefne, kierowałby je do domu. Kobieta szybko wyjaśniła sobie, co takiego zawierają, gdy podejrzała, że mężczyzna ciągle coś miesza i przelewa do słoików oraz misek. Stało się dla niej oczywiste, że produkuje narkotyki. Tak się złożyło, że za jakiś czas przyjechało do domu pani Wiesi dwóch policjantów, a konkretnie do jej córki, którą ktoś podał za świadka pewnego zdarzenia. Dziewczyna pojechała z nimi na komendę celem jakiejś konfrontacji, co oczywiście nie uszło uwagi „Listonoszki”. Połączyła kropki. Ojciec produkuje towar, córka dealuje w liceum, no i sprawa się rypła. A żeby tego było mało, pani Wiesia niedługo potem zrobiła w domu gruntowne porządki i postanowiła nieużywaną pościel, narzuty i koce oddać do schroniska dla zwierząt. Najprościej było przewieźć je w walizkach, więc obróciła kilka razy, bo swoim małym autkiem nie była w stanie zabrać od razu wszystkiego. Doszła więc kolejna kropka: mąż przestępca, córka dealerka i puszczalska narkomanka, (bo każda dealerka to puszczalska narkomanka), więc pani Wiesi nie pozostało nic innego, jak tylko wyprowadzić się z owego gniazda rozpusty i zbrodni. Plotka hulała, nabierała tempa i jak to zwykle bywa, o niczym nie wiedzieli tylko jej bohaterowie. Nikt oczywiście nie zapytał pani Wiesi, jak sprawy naprawdę się mają, bo to by było przecież niekulturalnie, ale ktoś z „zatroskanych” znajomych zadzwonił do jej bratowej, by u niej zasięgnąć języka…


Zapytałam panią Wiesię na koniec, co zamierza z tym zrobić. Odpowiedziała, że nic, bo ciągać się po sądach z „Listonoszką” nie zamierza. Szkoda pieniędzy, czasu i nerwów. Wygarnęła jej tylko wszystko prosto w twarz, ale żadnej skruchy ani przeprosin nie było, bo przecież ona tylko „powtarzała, co mówili inni ludzie”. I pewnie nadal będą mówić, bo plotkę bardzo łatwo powołać do życia, ale łba się jej ukręcić nie da. A co z tym „ziarnkiem prawdy”? Myślę, że najczęściej owa „prawda” ma niewiele wspólnego z opartymi o nią wymysłami. Ludzie lubujący się w sensacjach wykorzystują po prostu zaobserwowane fakty i za pomocą wypaczonej wyobraźni oraz pokrętnej logiki całkowicie przekłamują rzeczywistość, by ulżyć własnym niepowodzeniom i kompleksom. 

Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Grażka

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do