
Niewielka sala w areszcie śledczym. Na środku stoi podłużny stół z białym obrusem. Kilkanaście osób oczekuje w milczeniu na to, co się za chwilę wydarzy. Wchodzą czterej mężczyźni w towarzystwie strażników. Schludnie ubrani, wręcz eleganccy. Pod garniturami można dostrzec jednak więzienne tatuaże.
Mam 42 lata i 20 spędziłem za kratkami. Wyjdę stąd za kolejne 20. Wyjdę z więzienia jako inny człowiek. Jako lepszy człowiek. Więzień wyjmuje Biblię i cytuje list do Rzymian: – Niech każda dusza będzie podporządkowana władzom zwierzchnim? Wcześniej o tym nie miałem pojęcia. Teraz szanuję klawiszy i w ogóle wszystkich. To mój początek...
– Jacuś, jaki jesteś elegancki, i Andrzejek też – witają ich przedstawiciele zboru jehowych. Jacuś to postawny mężczyzna, skazany za napady, pobicia i gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Andrzejek odsiaduje wyrok za bestialskie zabójstwo. Rozpoczyna się modlitwa, studium Pisma Świętego i krótki wykład. Chwilę później wszyscy wychodzą na zewnątrz. Na trawniku przed budynkami aresztu rozstawiono napełniony wodą basen. Krótkie zanurzenie i po wszystkim. Czy to już inni ludzie? Czy nie będą już kraść, zabijać i gwałcić?
– Wyjdę stąd jako staruszek, ale nie będę już zły. Będę świadkiem Jehowy – wyznaje ociekający wodą Jacuś. – Bóg mi wybaczył – mówi Andrzejek. – Kiedy po raz pierwszy szedłem na spotkanie z Jackiem, strażnik mówił, żeby go sobie darować, bo to ostatni degenerat. Po trzech latach jestem dumny, że stał się jednym z nas – duchowy przewodnik osadzonych, nie kryje wzruszenia.
Jacka W. pamiętają przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Nawet panie w sądowym sekretariacie wspominają, że to bandzior jakich mało. – Choć nie można mu odmówić inteligencji, jest chyba naszym liderem, jeżeli chodzi o ilość wyroków. W swoim życiu miewał różne okresy. Raz był agresywny, raz pisał z więzienia do nas listy, w których kajał się i przepraszał – wspomina sędzia. – Czy wierzę w jego przemianę? Bardzo bym chciał. Ale to się okaże, kiedy wyjdzie na wolność. Do tej pory, jak wychodził z więzienia, za kratkami pojawiał się w przeciągu tygodnia.
Wychowawcom i strażnikom również trudno jest uwierzyć w metamorfozę Jacusia W. – Byłem jego opiekunem, kiedy tylko zaczynałem pracę w więziennictwie. Oj... Na dzień dobry dał mi w kość – mówi jeden z wychowawców. Dziś nie chce wspominać tamtych dni. – Jacek? Faktycznie jest spokojniejszy i sprawuje się całkiem, całkiem. Ale czy to faktycznie jest taka wielka przemiana, nie wiem. Może to tylko na pokaz? Może liczy na ulgi za dobre sprawowanie? – dodaje jeden ze strażników.
Jacek, pięć lat temu, to umięśniony postawny mężczyzna. Siedział wtedy z kolegami na ławie oskarżonych za brutalny gwałt na młodej dziewczynie. Podobno zrobił to z zemsty. Ktoś zadzwonił i powiedział, że jest interes do zrobienia. Dobrze płatny. Trzeba tylko komuś zrobić kuku. To W. zwabił dziewczynę. Kiedy wsiadła do jego auta, zaczął się jej koszmar. We dwóch przez wiele godzin bili i gwałcili dziewczynę. Kiedy im się znudziło, wywlekali ją z mieszkania i jechali gdzie indziej. I tam znowu maltretowanie, bicie i gwałt. Wykorzystało ją sześciu mężczyzn. Jacek W. wykazał się szczególną brutalnością.
Dzisiaj ten sam człowiek to: skromny mężczyzna ubrany w więzienny drelich, w rekach czerwona saszetka z ortalionu zapinana na zamek. Tam nosi Biblię. Za dobre sprawowanie może pracować w więziennej pralni.
– Teraz jestem ochrzczony i to na mnie spoczywa obowiązek i odpowiedzialność, bo daję świadectwo całemu zborowi. To, czy wyjdę stąd za dwadzieścia lat czy wcześniej, powierzyłem Bogu. Od niego wszystko zależy. Zmarnowałem sobie życie. A miałem wszystko. Normalne dzieciństwo, rodziców. Mamusia dbała o dom, a tatuś pracował w cyrku. Bardzo ich skrzywdziłem... Bardzo – mówi. Zaczyna płakać. Wyciera ręką twarz.
– Matka umarła przeze mnie. Miałem jedną żonę, drugą. Takie skundlone życie.
– Dlaczego trafiłem do świadków Jehowy? Bo ja taki dociekliwy jestem. Zacząłem czytać, słuchać i zapragnąłem się ochrzcić. Tak. Zostałem skazany za gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Ale jaki to był gwałt? To prostytutka była. Wiedziała, co będziemy z nią robić – na chwilę wraca stara osobowość. Po chwili reflektuje się, pochyla głowę i mówi: – Mam nadzieję, że Bóg mi wybaczy.
– Co to jest Pismo Święte? To nie jest zwykła książka, która stoi na półce i się kurzy. Trzeba ją czytać i rozumieć. Najważniejsza w życiu jest skrucha, miłość Boża i drugi człowiek – te słowa w ustach Pawła H., który zgwałcił i zamordował 22-letnią studentkę w pierwszej chwili brzmią jak ironia. – Chciałbym się ochrzcić i zostać świadkiem Jehowy. Chciałbym się zmienić... Raczej już stąd nie wyjdę. Mam 40 lat i wiem, że tutaj umrę. Potrzebowałem nawrócenia i znalazłem je wśród jehowych. Został skazany na dożywocie bez prawa łaski. Sąd skazał go również za trzy inne przestępstwa na tle seksualnym.
– On nie jest kolejnym zwykłym przestępcą, którego się sądzi – tak uzasadniał wyrok sędzia. – Osądzony jest osobą podstępną, przebiegłą, bezwzględną i okrutną. Najpierw pobił, potem zgwałcił i dusił. Na koniec roztrzaskał głowę dziewczyny o podłogę. Po wszystkim okradł i uciekł. „Wilk w owczej skórze”, „zwierzę”, „zwyrodnialec” – tak go określają. Matka zamordowanej dziewczyny nie wybaczyła. – Śmierć – mówiła po wyroku. – Okrutna śmierć. Tylko to będzie sprawiedliwe.
Paweł H., kiedyś wysoki, wysportowany i na swój sposób przystojny. Dziś przygarbiony, nie ma przednich zębów, nosi długie, proste, przetłuszczone włosy, w okularach ma szkła grube jak denka od butelek. – Dziennikarze zrobili ze mnie zwierzę. Upodlone zwierzę. To wszystko nieprawda. – Napisali, że jestem zły, moja matka tego nie przeżyje. A tak chciałem ją oszczędzić. Przyszedłem do braci jehowych i oni mnie przyjęli. Nie patrzą, że byłem taki czy taki, że zrobiłem to i to. Marzę o tym... Ja też mam marzenia. Marzę o tym, żeby się ochrzcić.
Dlaczego lgną do nich najgroźniejsi? Czy mają coś w zamian za cotygodniowe spotkania z jehowymi? – Chodziłem do kościoła, ale tam nic nie czułem. Raz w tygodniu, ksiądz odklepał co miał odklepać, taca i do domu – mówił Paweł H. – Tutaj jest inaczej. Tutaj zrozumiałem wiele.
– Nikogo nie namawiamy. Sami tutaj przychodzą. Dlaczego ci najgroźniejsi? Bo mają dobre serca – oświadcza mężczyzna ze zboru jehowych. – Nie pomagamy im materialnie, bo nie jesteśmy organizacją charytatywną. Dbamy o stronę duchową. Po chwili mężczyzna zwraca się do W. – Jacuś, doszła do ciebie paczka? Wysłaliśmy, więc powinieneś dostać na dniach.
Pitawal
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie