Wydawać by się mogło, że sezon wakacyjny to spokojny okres w polityce i nic ważnego do września wydarzyć się nie może. Nic bardziej mylnego. Rządząca partia, najwyraźniej wpisując się w nurt pogodowy, konsekwentnie realizuje swój plan zniszczenia wszystkiego czego dokonaliśmy przez ostatnie 30 lat.
Pod przykrywką pustych haseł w ich ustach, jak tradycja, honor czy ojczyzna, chce nas cofnąć do lat reżimu komunistycznego i centralnego sterowania życiem publicznym. Proces ten trwa od chwili objęcia władzy i z moskiewską konsekwencją realizowany jest krok po kroku, aby skłócić nas ze wszystkimi, a uzyskać poklask wśród tych, których przez lata tak ciężko i ofiarnie chcieliśmy wymazać z naszego życiorysu.
Budowa ciemnego i zacofanego państwa, nawet w warunkach pseudodemokratycznych, wymaga poparcia. Nic więc dziwnego, że jedyna słuszna partia szuka swego poparcia w regionach o raczej niższych walorach edukacyjnych, czy światopoglądowych. Środowisku takiemu jest wszystko jedno, że ilość lekcji matematyki zrównać się chce z ilością lekcji religii, a ważność tego przedmiotu i jego wpływ na rozwój kadry inżynierskiej potwierdzone będzie egzaminem maturalnym. Przecież wszystko co mamy i tak spadło nam z nieba jak 500+, więc warto skupić się na rozwoju cnót niewieścich wśród dziewczynek niż na propagowaniu rozwoju intelektualnym społeczeństwa. Dlatego też uważam, że nie bez przyczyny mamy Ministra Edukacji i Nauki pochodzącego akurat z regionu tzw. „ściany wschodniej”. Nie bez przyczyny włodarze PiS odwiedzają malutkie gminy, szerząc swoje propagandowe, żeby nie powiedzieć kłamliwe hasła.
Zwolennikom zjednoczonej tzw. prawicy wystarczy hasło „chcemy”, bądź „narodowy”. Nie interesuje ich kraj jako całość, tylko partykularne interesy danej jednostki. Dlatego też braki edukacyjne i ślepa wiara, że spadnie nam coś z nieba, budzi taki entuzjazm wokół ostatnio głoszonego programu „Polski Ład” dla wsi. Nie dziwi fakt, że statystyczny wyborca PiS popiera głośne hasła jak „suwerenność” i zarazem anty-unijną politykę rządu. Dziwić może natomiast krótkowzroczność i brak świadomości, że wszelkie dopłaty dla rolnictwa istnieją tylko i wyłącznie dzięki naszemu członkostwu w unijnych strukturach. Zupełnie niezrozumiałym jest wiara, że posiadanie 5 hektarów przyniesie dochód aspirujący do klasy średniej, choć prosty rachunek ekonomiczny mówi zupełnie coś innego. Że nawet to, co spada nam z nieba od rządu, po prostu jest i będzie spadało wiecznie, jak liście z drzew każdej jesieni. Prawdą jest, że statystyczny wyborca PiS ma w nosie dobro sąsiada i miłość bliźniego. Nawet więcej, czuje się lepiej, gdy powinie mu się noga. W przeciwnym razie głośno protestowałby, gdy władza dzieli fundusze według poparcia, a nie z chęci wyrównania szans wszystkim rodakom z takich samych popegerowskich regionach. Dzieląc zarazem społeczeństwo na lepszych i gorszych tylko dlatego… że tam nie rządzi (https://regiony.rp.pl/dyskusje/41627-geblewicz-hipokryzja-pis-w-sprawie-obszarow-po-pgr).
Wszyscy zaczynamy odczuwać zmiany klimatyczne i coraz gwałtowniejsze ekstrema pogodowe. Choć tak wielu zaczyna tego doświadczać na własnej skórze, tak naprawdę niewiele chcemy zrobić, aby poprawić raczej szarą perspektywę przyszłości. W oczekiwaniu, że spadnie nam coś z nieba, skonsumowaliśmy już co najmniej dwie zeroemisyjne elektrownie atomowe, tylko z samego programu 500+.
Lepiej jest dać rybakowi wędkę niż rybę. Dowodzi tego obecna sytuacja. Prosta konsumpcja w dłuższej perspektywie zawsze okaże się utopią. Rozwinięte do granic możliwości wydatki socjalne napędzają inflację oraz pogłębiają stan zadłużenia, nie dając nic w zamian. Skonsumowaliśmy inwestycje w tanią i czystą energię, a konsekwencją tego będą już w sierpniu - podwyżki prądu i gazu (gazu o 12, a prądu o 20 proc.).
To jest dopiero początek wzrostu kosztów bytowych. Konieczność szybkiej redukcji emisji CO2 tylko to nasili, a tymczasem pan premier, uczestniczy w konferencji „Śląski Ład” organizowanej przez Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Tak, tych samych, którzy opublikowali Raport Fundacji CLINTEL, w którym w osobliwy sposób wypaczono teorię noblisty o dość ponurej wizji zmian klimatycznych. Konferencji, w której słyszymy: „Śląsk, Górny Śląsk, całe województwo, to wielki potencjał przemysłu wydobywczego, górniczego, ale też potencjał możliwy do uruchomienia dla gospodarki 4.0, gospodarki przyszłości, opartej coraz bardziej o automatyzację, powodującej, że praca człowieka, nas, na Śląsku nie będzie taka brudna, nudna i niebezpieczna” - mówił premier (żródło: dziennik.pl). Cokolwiek premier miał na myśli, wciąż są to puste słowa i obietnice bez pokrycia. Takie prezydenckie bułki, tylko że bez szynki.
Szkoda, że w zmieniającej się rzeczywistości wciąż bardziej tęsknimy za książeczką walutową i paszportem zdeponowanym na milicji, niż rozwojem i nowoczesnością.
Artur Nowacki
Aplikacja jaw.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!