
— Są w życiu człowieka chwile strachu, szczególnie gdy widzi się zgliszcza, wielkie spustoszenie czy zniszczenie. Wówczas człowiek widzi swoją małość i zarazem wielką siłę żywiołu, jakim jest ogień. Taka refleksja nasuwa mi się, gdy widzi się pogorzelisko po lasie — wspomina pani Stenia Wiśniewska. — Na to, by przyroda poradziła sobie i odbudowała się, potrzeba czasu. Przyroda ma siłę i dąży do odbudowy, a gdy jej jeszcze w tym pomoże człowiek, to jest super. Tak właśnie jest, gdy po pożarze widzi się odrośnięty, piękny drzewostan. Ja kocham las, lubię poczuć jego zapach, zbierać grzyby — optymistycznie mówi pani Stenia, która pamięta pożar z 1992 roku.
— Mikoryzujemy jedną trzecią sadzonek. Te, które pójdą do zdrowego lasu, nie muszą mieć dodanego tego grzyba mikoryzowego, dlatego, że w tych zdrowych lasach wszędzie grzyby mikoryzowe w glebie występują i po prostu te sadzonki sobie te mikoryzy nawiążą. Natomiast tam, gdzie wysadzamy sadzonki do lasów zdegradowanych, czyli do gleby zdegradowanej na przykład na takie miejsca jak pożarzyska, czyli jak to tutaj nasze po tym ogromnym pożarze, po każdym mniejszym pożarze też, czy też w miejsca rekultywowane jak hałdy pogórnicze. Sadzonki mikoryzowane są tak silne, dzięki temu grzybowi, który je wspomaga, tak odporne na niekorzystne warunki środowiska, na przykład na susze, z którymi mamy teraz coraz częściej do czynienia, że przeżywalność ich w lesie wynosi 95 proc., czyli 95 proc. sadzonek zmikoryzowanych przeżywa, podczas gdy w szkółkach gruntowych tylko 40 proc. — mówi pani Joanna.
Klaudia Sedlaczek-Hebda
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie