
Nie o biblijny potop tutaj chodzi, ale o jedno z najbardziej dramatycznych i tragicznych wydarzeń w dziejach naszego kraju. Samo zresztą tytułowe sformułowanie na tyle mocno utrwaliło się w świadomości zbiorowej, że zazwyczaj każdy wie, o jakie wydarzenie chodzi. Dotyczy to mianowicie wypadków z lat 1655-60, zwanych czasami II wojną północną.
W 1655 roku na teren Rzeczpospolitej wkroczyły potężne armie szwedzkie. Dlaczego? Spowodowane to było zdarzeniami trochę wcześniejszymi. W 1648 roku na południowo-wschodnich rubieżach naszego państwa wybuchło potężne powstanie kozackie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. Na początku odnosiło one spektakularne sukcesy, z czasem jednak szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na naszą stronę. Wówczas to przywódcy kozaccy zaczęli szukać pomocy na zewnątrz. Znaleźli ją u cara moskiewskiego. Zawarto wówczas ugodę w Perejasławiu (1654), na mocy której wojska moskiewskie wkroczyły na teren Rzeczpospolitej, wspierając powstańców i bardzo szybko zajmując olbrzymie tereny kraju. Bardzo często to właśnie to wydarzenie jako pierwsze określa się mianem potopu, tym razem „potopu ruskiego”. Natomiast tak zwany potop szwedzki był swego rodzaju odpowiedzią na poczynania Moskwy. Znaczna część polskiej szlachty, oskarżając o fatalną sytuację kraju króla Jana II Kazimierza Wazę, to właśnie w Szwedach widziała alternatywę. Kiedy więc Szwedzi wkroczyli do Polski, znaczna część szlachty opowiedziała się po stronie Szwecji, traktowanej jako sojusznik, zaś król szwedzki Karol Gustaw stał się wówczas potencjalnym kandydatem na tron polski. Królowi szwedzkiemu poddała się przede wszystkim szlachta wielkopolska i litewska.
Bardzo szybko okazało się jednak, że Szwedzi nie zamierzali traktować Rzeczpospolitej jako sojusznika i sprzymierzeńca, ale jako kraj podbity, będący źródłem potężnych łupów, zniszczeń, grabieży i wyludnień. Jednym z kulminacyjnych momentów była obrona Jasnej Góry. Mentalnie wydarzenie to miało olbrzymie znaczenie. W jego ramach Szwedzi ukazali się jako zdecydowani wrogowie i najeźdźcy właśnie, niemający szacunku do największych nawet świętości. To właśnie wówczas rozpoczyna się tak zwana wojna narodowa ze Szwecją. Polacy odnieśli w niej finalnie zwycięstwo, okupione jednak olbrzymimi stratami, porównywalnymi ze skutkami II wojny światowej.
Jak na tym tle wypadł natomiast teren dzisiejszego Jaworzna? Obszar ten nie znalazł się w centralnym ogniu walk. Te bowiem toczyły się w rejonie Częstochowy i Krakowa. Szwedzi bowiem nie zajęli całego terenu rzeczpospolitej, wolnego od Moskwy. W rękach polskich pozostały powiem południowe rubieże, sam zaś teren dzisiejszego Jaworzna był swego rodzaju pograniczem.
Jest bardzo prawdopodobne, że w niedalekiej okolicy działania dywersyjne prowadziły oddziały partyzanckie Krzysztofa Żegockiego. Poruszały się one mniej uczęszczanymi traktami, przemieszczały się między innymi wzdłuż rzeki Przemszy w okolicy Jelenia. Wiadomo także, że do pewnych starć mogło dojść w okolicy Dobrej, gdzie amatorzy poszukiwań i zbieracze doszukiwali się broni i amunicji szwedzkiej.
Pewnym natomiast jest to, że w okolicy Dobrej stacjonowało w czasie wojny wojsko, które miało dokonać spustoszeń w tutejszym młynie. Nie było to jednak wojsko szwedzkie, a… polskie. Pomimo jednak faktu, że intensywne walki się tutaj nie toczyły, to lokalnymi drogami i gościńcami poruszała się jedna i druga strona. Świadczy o tym fakt, że złupiono i zniszczono wówczas zamek w Będzinie, do którego należały północne fragmenty Jaworzna (Szczakowa, część Długoszyna i Ciężkowic). Natomiast pokłosiem wojny było powszechne zubożenie, epidemie oraz powstanie pustek osadniczych w wyniku wyludnień. Chociaż więc potop szwedzki terenu Jaworzna „nie zalał”, to jednak pewne piętno na tym terenie odcisnął.
Jarosław Sawiak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie