Reklama

Oczywista Nieoczywistość - Klątwa krawcowej...

Jaw.pl - Jaworznicki Portal Społecznościowy
26/05/2024 08:00
 

         Od dłuższego już czasu nawiedzał mnie z samego rana dość dziwaczny odgłos. Za każdym razem, zazwyczaj o świcie, kiedy wokół panowała jeszcze kompletna cisza, a ja przyklejony do poduszki wyrywałem się z sennych macek, nadchodził niespodziewanie. Każdorazowo ukierunkowywał moje skojarzenia w sposób jasny, czytelny i prostolinijny.

Brzmiał w zasadzie tak samo jak odgłos maszyny do szycia. Maszyny starej i głośnej. Było to dość charakterystyczne dudnienie, którego źródłem było nie tyleż kręcące się koło napędowe, ale przede wszystkim tzw. stopka, która z zamocowana igłą uderzała gwałtownie i szybko o podłoże, po którym zgrabnie i konsekwentnie sunęły zszywane elementy danego stroju. Był to dla mnie odgłos nad wyraz charakterystyczny i dobrze znany. W końcu obydwie moje babcie były krawcowymi i niemal do końca życia trzymały się swego fachu. Widok starych maszyn w ich domach był czymś nad wyraz oczywistym. Z babciami w końcu spędzałem naprawdę dużo czasu, toteż masywne bryły wspomnianych maszyn oraz ich odgłos był mi znany nad wyraz. Pamiętam, że urządzenia te frapowały mnie bardzo; szczególnie widok kręcącego się koła, napędzanego specjalnym pedałem, poruszanym babcinymi stopami. To natomiast koło, połączone z samą maszyną specjalnym paskiem, napędzało samą maszynę, wedle uznania i zapotrzebowania krawcowej, wydając jednocześnie ów charakterystyczny odgłos, współbrzmiący z klekotaniem dużego pedału.

Niejednokrotnie zastanawiałem się jednak, kto z lokatorów mojego bloku zajmuje się krawiectwem. Mieszkam na drugim (ostatnim) piętrze, więc nic dziwnego, że odgłos taki niesie się i dociera także do mnie. Nie było zresztą w tym nic, co by mnie irytowało. Przyzwyczajenie z dzieciństwa zrobiło swoje. Nie mogłem jednak dojść do źródła owych odgłosów. Z czasem uświadomiłem też sobie, że odgłosy te docierają także o innych porach dnia. Także w soboty. Nie pomyślałem jednak o tym, że nieobecne są w niedziele bądź święta. A mogłoby to zdziwić mnie, i owszem. W końcu zarówno jedna jak i druga babcia, zarówno Stasia jak i Katarzyna, szyły również w dni świąteczne. Najbardziej wszak dźwięki owe odczuwalne były w dni robocze, głównie o świcie. Przywodziły mi w pamięci owe dziecięce lata, kiedy tarzając się po podłogach obserwowałem kręcące się napędy, wsłuchany w dudniący terkot mechanizmu. Lecz co ciekawe, będąc we wszystkich bodaj mieszkaniach sąsiadów, nigdzie nie uświadczyłem maszyny do szycia. Trochę mnie to zdziwiło, nie śmiałem wszak spytać kogokolwiek o to, jak to jest z tym szyciem. Wyobrażałem sobie jednak, za każdym razem kiedy docierał do mnie ów odgłos, że jedna z sąsiadek siedzi sobie właśnie przed starym mechanizmem do szycia i pochłonięta pracą, komponuje takie czy inne dzieła sztuki krawieckiej. Brakowało mi tylko równoległego, cichego śpiewu, sunącego wraz z obszywanymi czy zszywanymi strojami. Pamiętam bowiem, że jedna z babć, a mianowicie Kasia, niemal zawsze, szyjąc rzecz jasna, nuciła pod nosem piosenki. Nie miałem nigdy pojęcia o czym śpiewała. Robiła to bowiem w swoim ojczystym języku, czyli po węgiersku. Odgłos szycia i śpiew, współistniejąc i współbrzmiąc, tworzyły swoistą harmonię i kompletną całość. Tutaj bowiem, w owych porannych czy popołudniowych odgłosach śpiewu żadnego nie uświadczyłem. Ale dudnienia już tak. Druga z babć, znana wielu jako pani Dziadkowa lub pani Stasia (Maria Dziadek) nie śpiewała żadnych piosenek, zdając się być tak osobliwie pochłoniętą swą pracą, jakby nic poza nią nie istniało i nie miało znaczenia. Wszak krawcową była bardzo dobrą. To właśnie zresztą dudnienie jej maszyny, starej i pachnącej smarem utkwiło w mojej głowie najbardziej. Obydwie zresztą babcie pracowały na bardzo podobnych maszynach do szycia, których metryka sięgała bardzo daleko w przeszłość. Obydwie zresztą twierdziły, że owe stare mechanizmy są najlepsze, w  przeciwieństwie do tych elektrycznych. W końcu o wiele większe wyczucie miały w pedale napędzanym siłą ich własnych mięśni niż pedale wprawianym w ruch dzięki „elektryce”.

[caption id="attachment_324783" align="aligncenter" width="546"] Maria Dziadek czyli Pani Stasia w latach 60-tych XX wieku (ze zbiorów autora)[/caption]

[caption id="attachment_324784" align="aligncenter" width="369"] Katarzyna Sawiak czyli po prostu babcia Kasia (ze zbiorów autora)[/caption]

Z czasem sprawa potencjalnej krawcowej przestała mnie już tak nurtować. Przywodziła na myśl nawiedzone miejsce, w którym słyszeć się da takie czy inne odgłosy, chociaż ich sprawców na świecie tym już dawno nie było, stanowiąc jednocześnie jakąś absurdalną i groteskową emanację klątwy niczym z  taniego horroru. I na tym sprawa wydawała się kończyć, gdyby nie fakt, że zagadka owego dudnienia została rozwiązana i wyjaśniona nagle i gwałtownie. Okazało się bowiem, że źródłem dźwięków, które przywodziły tak często ciepłe wspomnienia z dzieciństwa nie była stara maszyna do szycia, a… krajalnica do chleba. Przed moim blokiem bowiem, niemal tuż pod balkonem stoi niewielka budka z pieczywem. Jest ona otwierana bardzo wcześnie, czynna do późnego popołudnia. Otwarta jest także w soboty. I to właśnie tam, za każdym razem kiedy zażyczy sobie tego klient, obsługująca go Pani bierze bochenek chleba, wsadza w maszynę do krojenia, która robi to, co do niej należy. A odgłos, słyszany u mnie na piętrze jest identyczny. W końcu maszyna to maszyna. A czar, jak się pojawił i błądził gdzieś ponad głową, prysł nagle całkiem niedawno. Szczerze mówiąc, kiedy dotarła do mnie owa rzeczywistość poczułem się trochę jak głupek. Pamiętam do dziś moje zdumienie, kiedy stojąc w kolejce po pieczywo olśniło mnie na widok Pani, wkładającej bochenek do maszyny i odgłos tejże, który olśnił mnie w oka mgnieniu. Poczułem się trochę jak jeden z bohaterów gąbrowiczowskich „Opętanych”, w której to powieści z gatunku sensacji i grozy drganie i poruszanie się ręcznika w kuchni dało się wytłumaczyć w prosty i racjonalny sposób.

[caption id="attachment_324782" align="aligncenter" width="458"] Strona tytułowa "Opętanych" Witolda Gąbrowicza (wikipedia)[/caption]

Pomimo tego, za każdym razem jednak, kiedy słyszę ów odgłos, znając już jego źródło, porzucam chociaż na chwilę swój racjonalizm, za każdym razem wsłuchując się weń, pośród płatków wspomnień, które powoli spadają na moje ramiona. Spoglądam wówczas na nie, uśmiechając się do siebie, ani myśląc zresztą by któryś z nich strzepnąć, dając im jednocześnie w ten sposób odejść w sposób definitywny i nieodwracalny. Dla mnie są bowiem zbyt cenne, stanowiąc tym samym wartość samą w sobie.

Jarosław Sawiak

[caption id="attachment_168225" align="aligncenter" width="2406"] Jarosław Sawiak, autor cyklu felietonów Oczywista Nieoczywistość[/caption]

 

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do