
Znawcy są zdania, że przyzwyczajenie się do nowego smaku zajmuje nam około dwóch tygodni. To, co na początku wydawało się niejadalne, nie do przełknięcia z czasem zaczyna zadowalać nasze kubki smakowe do tego stopnia, że nie wyobrażamy sobie, że kiedyś mogliśmy tego smaku w ogóle nie znać. I nie tylko podążamy za naszym nowym ukochanym smakiem, ale zaczynamy drążyć temat: kto wpadł na pomysł, kto pierwszy pomyślał o tym, że warto pokazać ludziom nowe smakowe horyzonty. Czy pamiętacie na przykład początki Yerba Mate? Czego jak czego ale „zielska” boimy się zupełnie irracjonalnie. Z jednej strony wierzymy w babcine metody, chętnie sięgamy po ziołowe napary, z drugiej – z rezerwą podchodzimy do wszystkich roślin, które nie rosną w naszych ogródkach.
Być może, gdyby nie upór i konsekwencja ludzi z Argentyna Limited, nigdy nie raczylibyśmy się naparem z listków i gałązek ostrokrzewu paragwajskiego – Yerba Mate. Ograniczony teren występowania i wzrastające światowe zapotrzebowanie na tę roślinę sprawiły, że trzeba było autentycznej pasji, żeby podjąć trud przekonania naszych konserwatywnych rodaków do skosztowania tego niezwykłego napoju. A naprawdę było warto! Dobrze, że obok polskiego konserwatyzmu istnieje też polski upór i przekonanie, że „da się załatwić”. I dało się: kiedy opadł pokomunistyczny kurz i zaczęliśmy zwracać uwagę na coś więcej niż tylko elementarne artykuły żywnościowe, staliśmy się bardziej otwarci na świat – także ten kulinarny. A potem okazało się, że obok pełnych sklepowych półek samych w sobie fascynują nas także rzeczy, które na nich stoją. I że równie ważna jak ilość jest jakość. I walory zdrowotne. I ekologia. I, wreszcie, wpływ pokarmów i napojów na nas samych – nasze indywidualne upodobania, preferencje i potrzeby organizmu.
Yerba Mate, początkowo sprowadzana przez założyciela Argentyna Limited, na własny użytek, a potem w niewielkich ilościach w celu sondowania rynku, okazała się strzałem w dziesiątkę. Ten esencjonalny gorzki napar okazał się stanowić doskonałą alternatywę dla nadużywanej w kraju nad Wisłą kawy – a pamiętajmy, że królowała wtedy na naszych stołach kawa po turecku czyli fusy zalewane wrzątkiem: ani smaczne, ani zdrowe. Yerba także stawia na nogi i dodaje energii, ale nie wypłukuje magnezu, nie pozostawia osadu na zębach i – to jedna z jej wspanialszych właściwości – zwiększa naszą odporność. Mówimy o niej „herbata” ale przecież Yerba nie z herbacianych krzewów pochodzi. I parzymy susz także inaczej niż susz herbaciany: sypiemy go aż do ¾ objętości naczynia a potem możemy wielokrotnie zalewać bez obawy o utratę cennych składników. A ma ich Yerba Mate sporo: kofeina, teobromina i teofilina pobudzają i ożywiają; antyoksydanty działają antynowotworowo; saponiny działają przeciwzapalnie. Do tego dawka makro- i mikroelementów oraz witamin.
Charakterystyczna goryczka Yerba Mate, specjalne naczynia do zaparzania, specyficzne rurki z sitkiem do popijania – wszystko to stanowi o atrakcyjnej otoczce zwyczaju picia tego egzotycznego naparu. Egzotycznego, choć podbijającego serca coraz większej rzeszy ludzi. Pomyśleć, że gdyby ludzie z Argentyna Limited odpuścili, nie moglibyśmy dziś pociągać małymi łyczkami tego napoju bogów. Nadmiar kawy oraz napojów energetyzujących – zwłaszcza tych drugich – nie jest dobry dla zdrowia. Yerba natomiast stanowi energetyk idealny: kawa magnez wypłukuje, Yerba go dostarcza. Chemiczne napoje energetyzujące zaburzają rytm serca i powodują drżenie rąk, Yerba reguluje ciśnienie i łagodnie pobudza pomagając w skupieniu się. Twoja wydolność intelektualna rośnie z każdym wypitym łykiem i czujesz się na tyle dobrze, że nie sięgasz po nic więcej. Czujesz jak dobrze się stało, że komuś chciało się zawalczyć o to, żeby Yerba Mate na dobre zadomowiła się w naszych restauracjach i domach? Oczywiście najlepszy i najwartościowszy jest susz zalewany wodą o temperaturze 70-80 stopni. Ale w supermarketach znajdziesz także Yerbę w torebkach – takich samych jak herbata ekspresowa. Warto jednak poczytać o tym jak samodzielnie parzyć susz: zyskamy pełny smak oraz możliwość kilkakrotnego zalania – aż do utraty tegoż.
Enstein powiedział: Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to właśnie robi. Czy nie tak stało się w przypadku Argentyna Limited oraz Yerba Mate? Początki nie były łatwe ani zachęcające, ale gra była warta świeczki. I oto możemy dziś cieszyć się odkrytym sekretem latynoskiej witalności i radości życia. Jak zwykle najlepszą reklamą okazała się poczta pantoflowa: niezliczone degustacje przyciągały wciąż nowych, ciekawych świata i egzotycznych smaków, ludzi. Kto raz skosztował, wracał po więcej. Kto raz się rozsmakował, zachęcał kolejnych. Komu raz Yerba uratowała… egzamin lub projekt, ten przywiązywał się do niej na dobre i na złe. A dziś po prostu jest – stanowi jeden z elementów naszej wielkomiejskiej kultury. Sięgamy po charakterystyczne matera i bombille i ładujemy akumulatory serwując sobie przy okazji dawkę zbawiennych witamin, minerałów i… przyjemności. Bo picie naparu z ostrokrzewu paragwajskiego to nie tylko domowe wspomaganie, to także rytuał towarzyski i radość przebywania wśród ludzi, którzy odkryli to samo źródło energii.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie