
Historię osiemdziesięcioletniej babci z kryminalnym potencjałem opowiedziała mi córka znajomej. Skomentowała zdarzenie w ten sposób: „Dobrze, że babcia odkryła swój zbójecki talent dopiero teraz, bo już na szczęście za późno by mógł stać się dla niej sposobem na rozwiązywanie problemów”.
– Zazwyczaj gdy zachodzi taka potrzeba, zostawiamy Sebastiana u moich rodziców – zaczęła relacjonować przygodę staruszki. – Nie zdarza się to często, ale bywają sytuacje, gdy opieka dziadków staje się nieoceniona. Chłopczyk ma już pięć lat, jest spokojny i grzeczny, nie sprawia żadnych problemów, więc kiedyś wyjątkowo zostawiliśmy go pod opieką babci mojego męża. Tak się złożyło, że i my, i rodzice wyjechaliśmy na drugi koniec kraju na pogrzeb bliskiego członka rodziny, co łączyło się z powrotem na drugi dzień. Nie chcieliśmy dziecka ciągać taki kawał, zwłaszcza że i okazja nie była dla niego odpowiednia. Po powrocie, niestety, zastaliśmy płacz i lament naszego dziecka oraz jego prababci. Staruszka dobiega osiemdziesiątki, nie wymagaliśmy więc od niej żadnych forsownych zajęć typu spacery i zabawy na świeżym powietrzu, ale ona tak bardzo chciała spełnić się w roli opiekunki, że zabrała Sebastiana na pół dnia na plac zabaw.
W dodatku z rowerkiem, co wymagało od niej większej czujności i sprawności. I to właśnie rowerek był przedmiotem lamentu ich obojga, bo mu go na tym placu skradziono. Dzieciak rozpaczał po stracie, babcia miała wyrzuty sumienia i ogromne poczucie winy. Nie pomogły tłumaczenia, że rowerek był po kuzynie i że zamierzaliśmy mu na dniach kupić nowy. Kobiecina gryzła tym tak się bardzo, że żal było patrzeć i słuchać, bo dla niej miało to jeszcze inny wymiar: uznała się za niegodną zaufania, niedołężną starą babę. Ale dwa dni po tym zajściu wpadła do nas zziajana, taszcząc (na drugie piętro, w bloku bez windy!) „odzyskany” rowerek. Rozpromieniona i dumna. Nasz synek jednak, zamiast się ucieszyć, rozpłakał się jeszcze głośniej i wyłkał, że… rowerek nie jest jego! Babcia na szczęście nie zrozumiała, co mówił, więc zabrałam go szybko do drugiego pokoju, gdzie swoje słowa powtórzył znacznie wyraźniej. Dosłownie ciarki mi przeszły po plecach, ale poprosiłam, by na razie tam został i o niczym nie mówił babci, a sama wzięłam ją na przesłuchanie:
– Gdzie babcia znalazła rowerek, na placu zabaw?
– Nie, skąd. Tam go przecież nie było, ale specjalnie chodziłam cały czas po okolicy, licząc, że się znajdzie. I co? Ma się tego nosa!
– Czyli?
– Jechał nim taki mały drab z trochę większym drabem, no to ja za nimi! Pędziłam jak szalona, aż w którymś momencie zatrzymali się pod Żabką, starszy wszedł do środka, a młodszy pilnował rowerów. Opatrzność mi sprzyjała!
– I co? Zabrała babcia małemu rowerek, tak?
– Za mało powiedziane – odparła z dumą. – Walczyłam o niego jak lew, bo gówniarz kopał, pluł i wrzeszczał, aż ten drugi wybiegł ze sklepu. No to ja rower pod pachę i dyla. Nawet mnie nie gonił, bo zajął się obcieraniem smarków spod nosa gówniarza. Kto by pomyślał, że mam jeszcze tyle siły i sprytu! A myślałam, że już się do niczego nie nadaję i pora się kłaść do trumny…
– Kiedy to było?
– Przed chwilą dosłownie.
Zostawiłam babcię z Sebastianem i pobiegłam pod Żabkę, ale tam już nikogo nie było. Chyba nie muszę tłumaczyć pani Grażyno, jak się czułam… Z jednej strony poszkodowanych zostało troje niewinnych dzieci (w tym nasz Sebastian), z drugiej, gdyby babcia dowiedziała się, co zrobiła, mogłaby tego nie przeżyć… Była z siebie bardzo zadowolona, wolałabym więc żeby tak zostało, bez względu na to, co się naprawdę wydarzyło. Po jej wyjściu zadzwoniłam do męża do pracy i o wszystkim mu opowiedziałam. Jarek wracając kupił naszemu synkowi nowy rower, by choć jeden problem naprawić, ale co zresztą? Szukaj wiatru w polu… Rozważaliśmy telefon na policję, bo może ktoś zgłosił kradzież, ale co potem? Będą babcię przesłuchiwać, ukarzą, założą jej kartotekę… Nie, to by dopiero był dla staruszki dramat! Ten dylemat jednak rozwiązał się sam, bo to policja przyszła do nas.
– Znacie państwo tę panią? – spytał jeden z ich dwójki i pokazał nam nagranie na telefonie.
Okazało się, że Żabka miała monitoring, a trasa, którą popylała babcia z rowerkiem, była zaopatrzona w jeszcze dwa, co bez trudu doprowadziło policjantów do celu. Opowiedzieliśmy im wszystko jak na spowiedzi, a oni wykazali się zarówno zrozumieniem, jak i poczuciem humoru, które trudno było im opanować. Obiecaliśmy naprawić ofierze babci wyrządzoną krzywdę i mąż zaraz po ich wyjściu odwiózł rowerek właścicielowi, dołączając do niego torbę słodyczy. Ale zanim wrócił do domu, zadzwonił do mnie i spytał, co bym powiedziała, gdyby oprócz tego oddał chłopcu rower, który kupił naszemu synowi i który jeszcze wciąż miał w bagażniku. Nie byłam zachwycona, ale gdy dodał, że w rodzinie tych dzieciaków ewidentnie się nie przelewa, poparłam jego pomysł. A rowerek Sebastiana znalazł się… na „Śmieciarce”. Jakiś anonimowy uczestnik napisał, że od kilku dni stoi przy placu zabaw.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie