
Kochanka. Już sam dźwięk tego słowa budzi w nas potępienie, pogardę, wrogość. Kobieta zła, bezduszna egoistka – odbierająca innej kobiecie męża, a dzieciom ojca. Byłam kochanką przez trzy lata, po trzech kolejnych zostałam jego żoną. Dla mnie zostawił (?) rodzinę. Czy jestem wredna, wyzuta z empatii, moralności, uczciwości? Nie. Tak o sobie nie powiem. I nie chcę tu wybielać ani usprawiedliwiać kobiet, które jak ja wplątały się w podobny układ, ale chcę pokazać jak to najczęściej wygląda z ich perspektywy.
Poznajesz faceta. Przystojny, szarmancki, inteligentny. Zaczyna cię adorować, chodzisz z nim na kawę, obiady, długie romantyczne spacery i w końcu zaczyna was łączyć coś więcej. Zakochujesz się bez pamięci, jesteś przekonana, że on też (bo przecież sam ci to wyznał) i wszystko zaczyna biec zwykłym torem dla podobnych sytuacji. Jest on, jest ona, jest chemia, wzajemne uczucie, wspólne zainteresowania – jednym słowem: wasz związek kwitnie. Jest tylko jeden myk, on (o czym dowiadujesz się dopiero, gdy już świata poza nim nie widzisz) ma żonę i dziecko. Wpadasz w szał, potem w rozpacz. Świat ci się wali. Zrywasz z nim. Ale twoja miłość jest tak intensywna, że w końcu ani jego kłamstwo, ani fakt, że ktoś na tym cierpi przestaje mieć znaczenie i wracasz do niego. Ta „jakaś tam” żona jest dla ciebie abstrakcją, czymś mało realnym i znaczącym, najważniejszy jest on i to, co między wami. Zwłaszcza że na podstawie jego słów budujesz sobie jej obraz: złośliwej jędzy i awanturnicy, kobiety zimnej i wyrachowanej, z którą nic oprócz dziecka już go nie łączy.
Ona o siebie nie dba, łazi po domu jak fleja, jak już coś ugotuje to nadaje się tylko do spuszczenia w kiblu, całymi dniami ogląda seriale, w niczym nie pomoże, nie wesprze, przeciwnie: dołuje i rzuca kłody pod nogi. Oczyma wyobraźni widzisz roztytą, rozczochraną, wredną babę, która (co jest dla ciebie niepojęte), nie potrafi docenić tak wspaniałego faceta i kompletnie na niego nie zasługuje. To sprawia, że przestajesz mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia, przeciwnie, współczujesz mu z całego serca i „ta ona” staje się waszym wspólnym wrogiem. Czas mija, on oczywiście deklaruje, że od niej odejdzie, ale jakoś tak nie ma okazji, by o tym pogadać. W końcu sprawa sama się rypnie, bo w rutynie codziennych dni już nie dbacie tak bardzo o dyskrecję i ktoś uprzejmy donosi o wszystkim małżonce. To kończy ich nieszczęsne małżeństwo, bo ona wystawia mu walizki za drzwi. Twój ukochany, wymarzony, jedyny jest wreszcie wolny. Nieważne, że w jego wersji to on odszedł i zrobił to z miłości do ciebie, to tylko nieistotny detal. Najważniejsze, że od teraz jesteście razem, już nie musicie się ukrywać i pobierzecie się, gdy tylko dostanie rozwód. Po raz pierwszy znajdujesz się w sytuacji, gdy on nie musi wymykać się od ciebie chyłkiem, z nim zasypiasz, z nim się budzisz i z nim przeżywasz każdy kolejny dzień. I tu z czasem napotykasz na rzeczy, których o nim nie wiedziałaś, ba, nawet do głowy by ci nie przyszły, bo one mogą ujawnić się tylko we wspólnym, codziennym życiu. Na przykład (taki banał), dbałość o porządek i higienę. Albo (i to już nie banał) podejście do wydatków, które twoim zdaniem w niektórych obszarach powinny być wspólne, czy strategia rozwiązywania problemów.
Po trzech latach twój „ideał” dostaje rozwód i znów przez chwilę jesteś najszczęśliwsza na świecie – stajesz z nim w urzędzie na ślubnym kobiercu. Ale po tym fakcie coś jakby jeszcze bardziej zaczyna się psuć. Twój (już nareszcie) mąż coraz częściej zaczyna być opryskliwy, potrafi naubliżać, o byle co się obraża. W końcu zaczynasz słyszeć, że jesteś „taka sama jak ona”, że wszystko co złe to twoja wina, że jesteś konfliktowa i wyrachowana. To pierwsze zarzuca ci w sytuacjach, gdy ośmielisz się mieć inne zdanie lub pogląd na jakąś sprawę, to drugie – gdy zaczynasz nieśmiało wspominać, że powinien dorzucić się do comiesięcznych rachunków i opłat. Powoli zaczyna do ciebie docierać, że może jego była żona wcale nie była aż takim potworem, a on takim chodzącym ideałem. Nie daje ci spokoju, czemu nawet nie spróbowała o niego zawalczyć, tylko bez wahania wywaliła go za drzwi? A gdy naprawdę zaczynasz mieć już dość i chętnie zrobiłabyś to samo, gdzieś z tyłu głowy budzi się obawa, co ludzie powiedzą? To oczywiste: dobrze jej tak, karma wraca, nie zbuduje się szczęścia na cudzym nieszczęściu. I wstyd, że twoja idylla, o której tak chętnie wszem i wobec trąbiłaś okazała się kompletną porażką. Że tak naprawdę straciłaś kilka lat życia, a dorobiłaś się jedynie kartoteki u psychologa, bezsenności i worów pod oczami.
Że twoje najpiękniejsze chwile to te, gdy jego nie ma w domu… I w nosie masz, że zaczyna się to zdarzać coraz częściej, że on nagle zaczyna się regularnie myć, golić, mocniej perfumować. I że ten blask w jego oczach, którym tak ujmował cię na początku znów wrócił, choć widzisz i czujesz, że to nie ty jesteś jego przyczyną. A gdy któregoś wieczoru prosi cię o rozmowę, serce wali ci jak młotem, bo domyślasz się co może być jej tematem. Okazuje się, że zgadłaś. Zakochał się, ale tym razem nie zamierza czekać aż sprawa sama się rypnie, bo lata lecą i on już nie może sobie pozwolić by tracić czas na pozory. Co wtedy myślisz? Czujesz rozpacz, żal, masz poczucie krzywdy? Nie. Myślisz, że twój problem sam się rozwiązał, bo w opinii ludzi to on wyjdzie teraz na drania i pasożyta wykorzystującego naiwne kobiety. I gdy wciąż jeszcze trwa litania twoich win i wad, podłości i krzywd, wyłączasz się, próbując oczami duszy zlokalizować, do którego pawlacza wpakowałaś walizki po ostatnim wspólnym urlopie. Nie czekasz na zakończenie oracji, robisz dokładnie to, co twoja poprzedniczka. Taka jest moja perspektywa całego układu pod tytułem „on i one dwie”. Nie piszę tego, by się tłumaczyć, mam po prostu potrzebę wyrzucenia tego z siebie. I być może… ku przestrodze dziewczyn, które dają się złapać na podobny lep.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.