Reklama

Historie prawdziwe. Pogrzeb jak z horroru

To mi się przydarzyło bieżącego roku wczesną wiosną – opowiada pani Paulina. – Taka idiotyczna gafa! Wiem, nie najlepsze określenie, ale inaczej nie umiem tego nazwać. Był wtedy paskudny dzień, padał śnieg z deszczem, a ja miałam do zrobienia pilne zakupy. Zamierzałam uwinąć się jak najprędzej, ale niestety, okazało się, że ten dzień nagle stał się jeszcze paskudniejszy, a z dzisiejszej perspektywy mogę jeszcze dodać: straszny.

Otóż biegłam właśnie do mojego ostatniego zakupowego celu, skulona, z kapturem na oczach, myśląc tylko o jak najszybszym powrocie do domu. I wtedy właśnie drogę zastąpił mi pech, konkretnie w postaci słupa ogłoszeniowego, z którym zaliczyłam czołowe zderzenie. Podniosłam wzrok, by sprawdzić,  co tak nagle mnie zatrzymało, a wtedy padł on dokładnie na wiszący na nim nekrolog. I to był drugi, jeszcze większy wstrząs. Widniało na nim imię i nazwisko kolegi z byłej pracy, z którym splotły się zawodowo moje losy, gdy dostałam pierwszą w życiu posadę. Jarosław Gr……owski, lat czterdzieści sześć. Zginął śmiercią tragiczną. Pogrążeni w smutku – żona, córki, syn, mama oraz brat. Nagle cała aura straciła na znaczeniu, a mnie przed oczami stanęły wspomnienia związane z Jarkiem. To był naprawdę bardzo dobry kolega, pomocny, miły, cierpliwie wprowadzający mnie w rutynę zawodu, choć wcale nie musiał tego robić. Ja wciąż się w czymś gubiłam, czasem nawet nie rozumiałam polecenia przełożonej, a gdy już się zabrałam za jego wykonanie, szło mi to rozpaczliwie opornie. Całe moje oparcie i nadzieja była w Jarku, który pomagał mi wdrożyć się w temat, korygował błędy, pocieszał. Często dzielił się nawet śniadaniem, gdy wpadałam do pracy na styk i nie zdążyłam niczego sobie kupić.

Taki człowiek spotkany w odpowiednim miejscu i czasie to prawdziwy skarb i Jarek zawsze miał miejsce w moim sercu i wspomnieniach. Nasze drogi się rozeszły, gdy ostatecznie się przekonałam, że to zajęcie po prostu nie jest dla mnie i że z czasem wcale nie będzie lepiej. Miałam raptem dwadzieścia lat, Jarek był o ponad dziesięć starszy, szczęśliwie żonaty, miał dwie córki i maleńkiego syna. I rzeczywiście musiał być szczęśliwy, bo tylko człowiek szczęśliwy potrafi być tak radosny, pogodny i bezinteresowny… Stałam więc teraz jak drugi słup, a po policzkach oprócz deszczu leciały mi łzy. Pogrzeb miał odbyć się za niecałą godzinę na dobrze mi znanym cmentarzu, bo leżeli tam też moi bliscy. Uznałam, że świnią bym była, gdybym teraz przedłożyła własny komfort nad uczestniczenie w ostatniej drodze tak dobrego człowieka. Dokonałam więc ostatniego zakupu i nie zważając, że jestem przemoczona, zmarznięta i ogólnie wyglądam jak utopiec, udałam się na miejsce pochówku. Wszystko to razem sprawiło, że w kaplicy i w czasie spuszczania trumny do grobu płakałam tak bardzo, że nie było nikogo, kto by się za mną nie obejrzał. Złożyłam potem kondolencje osobom, którym inni przekazywali wyrazy współczucia, bo ja rodziny Jarka osobiście nie poznałam. Po ceremonii podeszła do mnie jedna z nich nalegając, bym choć na chwilę wzięła udział w stypie, zagrzała się, napiła i zjadła czegoś ciepłego. Nie odmówiłam, ale najpierw wyjaśniłam, że kiedyś pracowałam razem z Jarkiem i czemu tak bardzo jego odejście przeżywam.

Siedząc z żałobnikami przy stole, dowiedziałam się o koledze wielu rzeczy z jego prywatnego życia, w tym takich, o jakie nigdy bym go nie posądzała. Na przykład że jego pasją były wspinaczki górskie, że za młodu grał na perkusji w dość znanym zespole rockowym, czy że miał choleryczne usposobienie i łatwo wpadał w krótkotrwałe wybuchy złości. No cóż – pomyślałam. – W końcu znałam go tylko z jednej strony, tej zawodowej… Oprócz tego, że się wtedy poważnie przeziębiłam, przez kilka kolejnych dni poza fizycznymi dolegliwościami miałam też poważnego dołka i nikogo, z kim mogłabym się swoimi rozterkami podzielić. Byłam na kilkudniowym zwolnieniu, więc ten wolny, monotonny czas nie sprzyjał niczemu innemu jak przygnębiającym rozważaniom. Wygrzebałam więc z dna szuflady stary notes z numerami telefonów i wybrałam numer byłej koleżanki z byłej pracy, nie mając pewności, czy wciąż jest aktualny. I lepiej, żeby nie był. Bo na wstępie zapytałam, ją czemu nie była na pogrzebie Jarka, i w ogóle nikogo z pracy, na co ona najpierw na jakiś czas zamilkła, a potem oznajmiła, że… Jarek właśnie siedzi obok niej, dyktuje jej dane do opisu projektu i może dać mi go do telefonu.

Rozłączyłam się natychmiast, z pewną ulgą,  że zapomniałam się przedstawić i nadzieją, że ona nie miała mnie już na liście kontaktów. Byłoby mi głupio tłumaczyć się koledze, że kilka dni temu uczestniczyłam w jego pochówku… Ale na nekrologu wszystko się zgadzało, imię, nazwisko, wiek, ilość i płeć dzieci, ponadto Jarek miał młodszego brata, i tylko matkę, bo ojciec mu zmarł. Powoli zaczynałam myśleć, że to był jakiś omam, urojenie wskutek gorączki i że nic takiego się nie wydarzyło… Na drugi dzień rano, jeszcze wciąż nie całkiem zdrowa pojechałam na cmentarz, by skonfrontować się z prawdą. Grób „kolegi” rzeczywiście tam był, prawdziwy i realny. Była też „jego” żona zapalająca znicz i porządkująca kwiaty. Przytuliła mnie, będąc pod wrażeniem, że jej mąż aż tak bardzo zapadł w serce w gruncie rzeczy obcej osobie i zapewniła, że zawsze będę w jej domu mile widziana, gdybym miała ochotę powspominać razem z nią Jarka…
Grażka

Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Józio - niezalogowany 2025-05-10 16:09:38

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do