Między śmiercią księdza Stojałowskiego a pogrzebem trzy dni bogate w wydarzenia. Siedemnastowieczny krakowski kościół Kapucynów miał stać się miejscem, w którym zwłoki księdza zostaną wystawione na widok publiczny.
Tak chciała rodzina jego, to starał się do skutku doprowadzić poseł Jan Zamorski, organizator pogrzebu i kontynuator politycznej Stojałowskiego działalności. Ojcowie kapucyni przychylnie odnieśli się do tej prośby, zgodzili się umieścić trumnę w kaplicy Loretańskiej, bogatej i obszernej. Tu wszyscy składający cześć księdzu Stojałowskiemu zmieściliby się bez trudu. Kapucyński kościół Najświętszej Marii Panny - oto miejsce godne dla pogrzebu wybitnego kapłana. Wydawałoby się, iż rzecz bezdyskusyjna.
A tymczasem prezydent Krakowa, doktor Juliusz Leo oraz przedstawiciel magistratu, fizyk (tak się w tej epoce mówiło o urzędowym lekarzu miejskim), zabronili wniesienia trumny do kościoła. Prezydent powoływał się na zarządzenia magistratu krakowskiego, jednoznacznie stwierdzające, że zakazuje się wystawiania zwłok w kościołach. Magistrat pobierał opłaty za wystawianie zwłok w domu pośmiertnym na cmentarzu – stąd pewno zakaz, bez wyjątku przestrzegany. Dla pieniędzy. „Pachołkowie magistraccy” - decyzję prezydenta Leo komentowali krakowianie.
Poseł Zamorski wysłał telegram do namiestnictwa we Lwowie, prosząc o anulowanie krakowskich decyzji. Namiestnikiem był wówczas znakomity uczony, profesor Michał Bobrzyński, którego Stojałowski nazywał w swoich artykułach łajdakiem i złodziejem. Nie należało więc może spodziewać się na ten telegram odpowiedzi, toteż poseł Zamorski (choć opłacił telegraficzną odpowiedź zwrotną), żadnych rozstrzygnięć się nie doczekał. Zadowala się przeto innym wyjściem: „Jednakże rodzina Zmarłego zgodziła się wkrótce, aby wystawić zwłoki w przytulisku świętego Rafała, gdzie ksiądz Stojałowski umarł. Domek to mizerny i ubogi, ale też i życie nieboszczyka było mizerne i ubogie, bo wszystko, co miał, poświęcał dla ludu. Ścigany i prześladowany, nie miał przez kilkadziesiąt lat gdzie głowy skłonić, więc przystoi dla niego, aby w przytulisku ubogich wystawić jego zwłoki.” Zdanie Zamorskiego, iż ksiądz Stojałowski nie miał gdzie głowy skłonić, wprowadza stylizację ewangelijną, skojarzenia wręcz z tragicznym losem Chrystusa.
Pogrzeb wyznaczono na 26 października 1911, z mszą w kościele św. Floriana. I znów przeszkoda. Fizyk magistracki zabronił wniesienia trumny do kościoła - ze względów, jak utrzymywał, zdrowotnych. Poseł Zamorski nie zgodził się z urzędniczą motywacją; uważał, że kapłan po śmierci ma mieć mszę w kościele. Komentował tę jakoby kompetentną fachowo decyzję: „Nie wiem, co zdrowiu ludzkiemu może zaszkodzić nieboszczyk, który umarł nie na zaraźliwą chorobę, który nie był nigdy tłusty, a umarł z wycieńczenia, czyli z głodu [rak żołądka] i miał leżeć w trumnie metalowej i zalutowanej”.
Sprawy poszły już całkiem na ostre. Fizyk szykował się do karania nieposłusznych. Ukarać posła nie miał prawa; księdza Kulinowskiego, proboszcza u świętego Floriana też nie bardzo mógł (chociaż się odgrażał); ale przedsiębiorcę pogrzebowego to już jak najbardziej. Zamorski pisał: „Musiałem przedsiębiorcy bronić, więc zarządziłem, żeby karawan zajechał dopiero pod kościół, a nie pod dom i żeby z domu trumnę wynieśli górnicy z Jaworzna, a nie karawaniarze najęci przez przedsiębiorcę. Ksiądz proboszcz Kulikowski musiał się sam bronić za to, że umarłemu księdzu oddał przysługę kościelną.”
To, co się działo wokół pogrzebu księdza Stojałowskiego, rozniosło się po mieście; gazety z oburzeniem opisały postanowienie władzy. Już zaczął się burzyć lud, a tego ludu przyjeżdżało na pogrzeb coraz więcej i więcej. Mogło dojść do rozruchów, kamienie poleciałyby na magistrat. W nocy ze środy na czwartek nadeszła z magistratu wiadomość, że pogrzeb księdza Stojałowskiego może się odbyć w kościele.

Anonimowa dla nas mieszkanka Jaworzna, czytelniczka „Niewiasty” rozsyłanej wraz z „Wieńcem - Pszczółką”, relacjonowała: „ […] kto mógł tylko, spieszył od nas, by mu ostatnią oddać przysługę. A było nas z Jaworzna 160, w tym kobiet 40”. Jaworznianie znaleźli się na dworcu krakowskim już o siódmej trzydzieści i wyruszyli do przytułku św. Rafała. Szli czwórkami: najpierw mężczyźni, potem kobiety. „[…] spał snem wiecznym nasz ukochany ksiądz i mieliśmy, kochane Siostry, to szczęście boleśnie widzieć te drogie zwłoki męczennika i obrońcy biednych ludzi. [...] ból ścisnął nasze dusze. Płakaliśmy gorącymi łzami szczerego żalu, płynącymi wraz z żarliwą modlitwą. Za trumną poszliśmy do kościoła świętego Floriana”.

Z domu żałoby do kościoła kondukt prowadził ksiądz kanonik dr Kulinowski. Sumę żałobną celebrował kapucyn, ksiądz Honorat, spowiednik zmarłego. Inni księża odprawiali msze przy bocznych ołtarzach. Mowę żałobną wygłosił ksiądz dr Kopyciński, kanonik. Mówił: „Praca jego dla ludu i miłość ku niemu nie miały równych w naszym kraju”.
Po nabożeństwie, o godzinie 11 wyniesiono trumnę, którą otoczyło grono umundurowanych górników z Jaworzna. „[…] wyruszył orszak pogrzebowy. Na czele stało kilka deputacji ludowych z wieńcami, oddział Sokoła z Białej, koło kontuszowe ze sztandarem” – pisze dziennikarz „Czasu”. Szła siostra Stojałowskiego, jego przyrodnie rodzeństwo, szli posłowie: Bojko, Bomba, Hanusiak, hrabia Skarbek, Szajer, Witos, Zamorski, wiceprezydent Krakowa dr Henryk Szarski, prezes Towarzystwa Szkoły Ludowej dr Bandrowski. Poranek był dżdżysty, kilkutysięczny tłum wolno posuwał się ulicami Krakowa. Szli profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego: Bujak, Czermak, Grabski. Trumna była niesiona na barkach przyjaciół – włościan i robotników. „Za trumną nieśli wieńce, dar ludu. I my z Jaworzna nieśliśmy jeden. Były to pierwsze dopiero wieńce, którymi świat go darzył, nie licząc cierniowej korony, którą nosił całe życie”- pisała w liście do „Niewiasty” cytowana już tutaj korespondentka z Jaworzna.
Od bramy cmentarza Rakowickiego aż do grobu trumnę nieśli księża. Nad grobem górnicy znów stanęli szeregiem, strzegąc porządku i będąc przecież dla zmarłego wierną wartą honorową. W imieniu stronnictwa narodowo-demokratycznego przemawiał profesor Stanisław Grabski: „Schodzi do grobu człowiek wielki, a taki człowiek pozostaje w historii. Pamięć o księdzu Stojałowskim nigdy w Polsce nie zgaśnie”.
Przemawiał Jan Zamorski: „Za życia ścigany, po śmierci jeszcze u wejścia do grobu nie zaznał spokoju ani przebaczenia. Nie darowali mu ci nawet, którzy codziennie mówią: I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; a nie darowali mu – – nie żadnych zbrodni, lecz zasług. Lud tylko odprowadził hetmana ludowego, a w sercu i w pamięci zbudował mu pomnik z miłości trwalszy niż pomnik z granitu. […] W nędzy i w prześladowaniach nie zboczył z wytkniętej drogi. Ciągnięto go w różne strony. Gdyby się był przychylił do socjalistów, byłby opływał w dostatki i byłby postrachem najpotężniejszych. Gdyby był pojednał się z rządzącymi, byłby z pewnością umarł jako książę kościoła w zaszczytach i bogactwie”. Po pogrzebie spotkali się wierni stojałowczycy na zgromadzeniu żałobnym w krakowskiej sali strzeleckiej.
Wincenty Witos jeszcze po wielu latach wspominał: „Pogrzeb jego [Stojalowskiego] zgromadził olbrzymie tłumy ludzi”.
Barbara Sikora
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie