Reklama

Ks. Stojałowski – Bratnia Pomoc kupiła dom

Zgromadzenie zwołane przez księdza posła Stojałowskiego odbyło się 15 sierpnia 1904. Była szósta wieczór, kiedy do domu Szymona Radki na zebranie przybyło, jak czytamy w dokumencie, ok. 150 osób.

„[…] do 150 uczestników wyłącznie z grona robotników kopalnianych, z których większa część z powodu szczupłego lokalu stać musiała na polu. Po wyborze księdza Stojałowskiego przewodniczącym, zabrał tenże głos omawiając sprawę założenia stowarzyszenia robotniczego Bratnia pomoc, przyczem zauważył, że statut Stow. został zatwierdzony i wkrótce zostanie wydrukowany. Radził aby stowarzyszenie postarało się o własny budynek w którym by oprócz sali na zebrania mieścić się mogła biblioteka” (przyp. 1)

Tak pisze Franciszek Słoma, w imieniu burmistrza relacjonując przebieg zebrania, do cesarsko-królewskiego starostwa w Chrzanowie.

Najbardziej doskwierała ludziom bieda. Ona ich popychała ku domowi Szymona Radki. Więc na zebraniu temat drożyzny i podatków zdominował wszystkie inne sprawy. Drożyzna, jaka zapanowała w Galicji, zmuszała do szybkiego poszukiwania rozwiązań, które pozwoliłyby przeżyć najbiedniejszym. Na owym zebraniu 15 sierpnia ksiądz Stojałowski, poseł Sejmu Krajowego, mówił: „[…] kraj powinien się starać o wydatną pomoc rządu centralnego”. A więc niech Lwów uszczknie choć trochę Wiedniowi. I dalej wczytujemy się w pedantyczną relację Słomy z cokolwiek chaotycznego jednak przemówienia posła: „[…] radził, aby członkowie stowarzyszenia sprowadzali artykuły żywności na wspólny rachunek, w którym to celu należy sporządzić wykaz potrzebnej żywności, aż do następnego zgromadzenia 3 września r. b. r. odbyć się mającego. Co do organizacji tutejszej kasy brackiej górników mówca wskazywał na niektóre robotników krzywdzące postanowienia statutu, przede wszystkim, że składki członków są zbyt wygórowane, natomiast wymiar emerytury za niski [...] oświadczył, że naczelnicy gmin powinni czuwać nad tym, aby przemysłowcy nie podwyższali dobrowolnie [tak! my powiedzielibyśmy: własnowolnie] cen artykułów żywności, aby były należyte miary i wagi, wreszcie aby ubogiej ludności dana była możliwość odrabiania prestacji drogowych zamiast spłaty pieniężnej, że ubodzy powinni być w ogóle zwolnieni od prestacji (przyp. 2) drogowej; a najsprawiedliwiej by było aby prestację w naturze zastąpiono dodatkami do podatków. […]”. (przyp.3)

Ksiądz przemawiał obszernie, ale i tak zwięźle jak na rozległość podnoszonej tematyki. Typowe spotkanie poselskie: mówił o wszystkim. O życiu swoich wyborców i przecież także własnym. Wspólny kraj. Ostro, zadziornie, prowokująco nieraz, nie dopuszczając do znużenia wrażliwości tych, co na dworze w przedwieczerz stojąc (a pan Słoma powiada wzruszająco po naszemu; „na polu”…), przestępowali pewno z nogi na nogę. Mówił, dopóki sam się nie znużył, ile sił miał; po niecałkowitej składności konstrukcji retorycznej znać jego zmęczenie, wręcz przemęczenie. Dobiegał sześćdziesiątki. Całą energię organizmu od lat ładował w rozżeganie słuchaczy, by nie godzili się na bylejakość danego im świata. Kasę bracką: naprawić, niech bardziej służy najuboższym. Prestacje drogowe (czyli obowiązek dokładania się mieszkańców do gminnych wydatków na drogi): raczej odrobkiem fizycznym niż gotówką, której biednemu tak stale brakuje – a najlepiej by to zlikwidować na amen. O godzinie 8.30 wieczorem zebranie zakończono. Wszelkie formalności związane z założeniem działającej w Jaworznie co najmniej już od roku Bratniej Pomocy sfinalizowano dopiero w roku 1905; sądzę, że zdopingował bratniaków zakup domu, a na tę okoliczność dokumentacja musiała być uporządkowana. Sprawa pewnie głośna była niewolna od wzajemnych oskarżeń bratniaków, skoro, dla zamknięcia sprawy, gazetka poinformowała czytelników:

. (przyp. 4)

W prasie odnotowano: „istnieje ona [Bratnia Pomoc] w Jaworznie od lipca 1905 roku, a więc od sześciu miesięcy”. (przyp. 5)

2 lipca 1905 roku „Bratnia Pomoc” kupiła dla siebie własny dom. Oczywiście na kredyt: młodziutkie stowarzyszenie nie miało pieniędzy. Siedmiu gospodarzy: Jan Ciołczyk (starszy), Jan Ciołczyk (młodszy), Konstanty Raczek, Antoni Belak, Kazimierz Koźbiał, Józef Smolarczyk, Tomasz Jamróz, wzięło pożyczkę pod zastaw swoich osobistych majątków. Dom, kosztował 9 tysięcy koron. Pierwsze zebranie we własnej siedzibie, pod numerem 314, odbyło się już 16 lipca.

„Zebrało się w obszernej izbie na pięterku około 120 członków (dotychczas jest zapisanych około 140), których powitał radośnie we własnym gnieździe ksiądz Stojałowski, a podniósły [sic!] zasługę wymienionych powyżej siedmiu członków, odczytał kontrakt kupna domu, wzywając na końcu do wyboru Wydziału Towarzystwa […]”. (przyp.6)

To brzmi jak triumfalny hymn. Nie dziwota: triumfuje tygodnik księdza. Stojałowski podziękował za bezinteresowną inicjatywę, pochwalił tych siedmiu odważnych, i przystąpiono do wyboru władz towarzystwa „Bratnia Pomoc”. Prezesem został Antoni Belak, zastępcą Kazimierz Koźbiał, do wydziału weszli starszy i młodszy Jan Ciołczyk, Konstanty Raczek, Józef Smolarczyk, Tomasz Jamróz, Franciszek Olej, a jako ich zastępcy: Jan Mzyk, Michał Siedzioch, Antoni Jamróz, Karol Budak, Antoni Tosza, Jan Olesik. Każdego z tych wyborów dokonano jednogłośnie. Zajęto się też na zebraniu sprawami organizacyjnymi. Uchwalono, że lokatorzy, jacy zamieszkują w domu Bratniej Pomocy, dostaną wypowiedzenie najmu. Z dwóch pokoi zdecydowano urządzić większą salę na zgromadzenia. Ksiądz Stojałowski szczerze i naturalnie był uszczęśliwiony, że bratniacy w Jaworznie tak ofiarnie umieli postarać się o własną siedzibę. „Wieniec - Pszczółka” to puentuje:

„Teraz sprawa górnicza i robotnicza w Jaworznie sporszym naprzód dosunie się krokiem, co daj Boże! Zacnym Braciom Gospodarzom dzięki za tę prawdziwie bratnią pomoc – a górnicy niech się nie dają zawstydzić, ale tłumnie się zapisują do „Bratniej Pomocy.”(przyp. 7)

Redakcja wzywa górników, aby gospodarzom jaworznickim kroku dotrzymali. Czas był niespokojny, szykowały się kolejne strajki, żandarmi wykazać chcieli się czujnością. Do gazetki pisze o tym górnik z Jaworzna. Jego list zamieszczony w „Wieńcu-Pszczółce” nosi tytuł „Zbyteczna gorliwość żandarmska”:

„[...] poszliśmy po skończonym rannym nabożeństwie do gospody p. Witalińskiego, a stamtąd na zaproszenie jednego kolegi, poszliśmy do niego na obiad. W czasie obiadu przybył policjant Kolka, niby jako śledziciel, a potem przyprowadził dwóch żandarmów, którzy nas niby dla pomówienia czegoś wywołali z gościny – a gdyśmy wyszli zabrali nas z sobą i wlekli przez całe miasto jak złoczyńców do kancelarii policyjnej, gdzie nas zrewidowali po wszystkich kieszeniach, szukając jakichś kartek strejkowych […].” (przyp.8)

Bardzo pomocny okazał się dom nie tylko bratniakom. W roku 1905 w trakcie listopadowego strajku górników, w ten gorący rewolucyjny czas, organizowano w domu brackim robotnicze zebrania. Od razu było to docenione przez redakcję, gazetka zamieściła obszerny artykuł „Strejk górników w Jaworznie:

[…] wybuchł w piątek 17 listopada br. powszechny strejk w Jaworznie zastrejkowało około 2 tysiące ludzi. Po wybuchu burzy inżynier p. Kowarzyk chciał rzuceniem ochłapu - tj. przyznaniem ryczałtowej sumy najpierw 50 a w końcu 60 tysięcy koron do poprawy rocznej płacy ogółu górników - zażegnać bezrobocie, atoli górnicy odrzucili sumę ryczałtową a zażądali podniesienia płacy dla wszystkich o 10%. Na te warunki gwarectwo się nie zgodziło, ofiarując natomiast 5% poprawy. […] strajkujący trzymali się od początku dzielnie. Inżynier Kowarzyk chciał szyję dać za to, że strajk skończy się od piątku do poniedziałku i że w poniedziałek większa część górników wróci do roboty, a tymczasem dałby szyję za darmo, bo w poniedziałek przyszło do roboty ludzi tylko 42 (razem ze sztygarami), we wtorek 29, a w środę juz tylko 5-ciu. Prawdziwie opatrznościową okolicznością dla strejkujących jest to, że „Bratnia Pomoc” kupiła w Jaworznie swój własny dom, gdzie w każdej chwili można zebrać się na narady. Dom Bratniej Pomocy jest obecnie jakby sercem, z którego rozchodzi się kierownictwo na cały ogół strejkujących. […] życzymy z całego serca Szczęść Boże, ponieważ nasi Bracia górnicy walczą o słuszną sprawę!”. (przyp.9) 

Kiedy byłam dzieckiem, nieraz słyszałam, jak mój dziadek Józef Krupa mówił: „idę do bratni [Bratniéj] zapłacić podatek”. Oczywiście żadnej Bratniéj nie było, tylko w jej budynku mieścił się przez pewien czas wydział finansowy Urzędu Miejskiego. Budynek stał przy dzisiejszej ulicy Waryńskiego; teraz śladu po nim nie ma. Nawet pamiątkowej tablicy. Na dole była kuchnia i toalety. Piętro to duża sala z pięknym parkietem oraz ze sceną i balkonem. Odbywały się tam zabawy, a ksiądz Adamek ze Szczakowej tuż przed drugą światową wojną organizował w tym domu zbiórki zuchów – na takie zbiórki biegała moja mama. Dom miał ładną bramę wjazdową – wspominała.

W lutym 1906 roku należały do Bratniej Pomocy 263 osoby; suma składek, jak relacjonował skarbnik Jan Ciołczyk, osiągnęła 780 koron. Z niej część przeznaczono na zadatek przy zakupie domu, sprowadzono urządzenia sklepowe, udzielano zapomóg.

„Biblioteki własnej Bratnia Pomoc w Jaworznie dotąd założyć nie mogła, ponieważ wszystkie wysiłki skierowane były ku uporządkowaniu sprawy wspomnianego domu własnego”. (przyp.10) – dla współczesnych i potomnych odnotowano w druku.

W roku 1906 kolejnym prezesem został Kazimierz Koźbiał, wiceprezesem Wincenty Berny. Wydziałowymi: Kolka Piotr, Brożek Wawrzyniec, Koszowski Antoni, Cichy Jan, Smolarczyk Józef, Ciołczyk Jan starszy, zastępcami Olej Sebastian, Tosza Antoni, Żmuda Jan, Mzyk Jan, Sędzioch Michał, Mrożek Franciszek. Komisję rewizyjną stanowili: Belak Antoni, Marcinkowski Ignacy, Kotowski Teofil. Wybrano też nadzwyczajną komisję sklepową, która miała się zająć otwarciem sklepu. W skład komisji weszli: Konstanty Raczek, Jan Ciołczyk (młodszy), Franciszek Pasek, Błażej Kucharski, Tomasz Palka. Tego dnia odbyło się też posiedzenie wydziału. Sekretarzem został Józef Smolarczyk, zastępcą Jan Cichy, skarbnikiem Wawrzyniec Brożek. Ustalono składkę na fundusz strajkowy nie mniej niż 20 halerzy.(przyp.11) Na zebraniu, na które przybył 14 lutego redaktor Stohandel, jednogłośnie przyjęto dwa wnioski.

[…] p. Stohandel w obszernym, a do serca słuchaczów trafiającym przemówieniu uzasadnił potrzebę uchwalenia dwóch wniosków: po pierwsze, aby członkowie „Bratniej Pomocy” zawiązali i zaczęli składać od r. 1906 począwszy osobisty „fundusz strejkowy”, którego przeznaczenie tłumaczy już sama nazwa; po wtóre, aby „Bratnia Pomoc” zajęła się sprawą wywalczenia dla Jaworzna wody do picia, do pojenia bydła i do gaszenia pożarów. Wody powinno i wedle prawa obowiązane jest dostarczyć gwarectwo.(przyp.12)

Gwarectwo winne było temu, że wszystkie źródła i żyły wodne poszły zupełnie w głąb ziemi. Woda to przez lata nie rozwiązany w Jaworznie problem. Sprawa skandaliczna, ciągnąca się latami. Nieobca redaktorom „Wieńca Pszczółki”, w sierpniowym numerze 1906 roku zamieścili informację nadesłaną z Jaworzna:

„Dnia 7 bm.  O godzinie 8 wieczór, wybuchł pożar, który zniszczył dwie stodoły z świeżo zwiezionym zbożem i dom Franciszka Pogody, naszego abonenta. Zbiegło się dużo ludzi na ratunek, ale wody nie było całe trzy kwadranse. Upraszamy tedy Wielebnego ks. Dziekana tutejszego i Urząd gminy, by sprawą tą zajęto się na najpierwszym posiedzeniu Rady gminnej, by gwarectwo nareszcie sprowadziło wodę, tę którą nam zabrali. Przedtem mieliśmy dość wody w Jaworznie, dziś nie mamy ani w razie pożaru, ani do picia, wskutek czego wielu ludzi choruje.”(przyp.13)

Podjęcie uchwały mającej na celu rozwiązanie problemu braku wody w Jaworznie, to były tylko dobre intencje. Trudności piętrzyły się latami. Pozostało zainteresowanym ciągłe napominanie gwarectwa, władzy gminnej jak ważny to problem. Jaworznianie pisali o kolejnych pożarach w mieście:

[…] w maju 1907 wszczął się pożar, to cała połać miasta 14 domów i 8 stodół poszło z dymem, bo straże nie miały czym gasić. A kiedy w tym roku [sic?] wypalił się Fr. Pogoda, to cała inteligencja, ksiądz dziekan, inspektor policji i cała straż przypatrywała się z rękami założonymi, bo nie było czym pożaru gasić!” (przyp.14)

Otwarcie pierwszego sklepu Bratniej Pomocy odbyło się w Jaworznie 17 marca 1906 roku. Przyjechał – jak tyle już razy – Stanisław Stohandel, wierny i ogromnie dla Jaworzna zasłużony. Odśpiewano pieśń „Serdeczna Matko”. Przemówił redaktor Stohandel:

„[…] wskazując w szerszych zarysach na ważność i cel tego chrześcijańskiego posterunku handlowego w Jaworznie, a równocześnie zachęcając członków Bratniej Pomocy, aby popierali nowe przedsięwzięcie przez zakupowanie w nim towarów, przez wpłacanie udziałów, oraz przez zwalczanie jadowitych języków, które z pewnością powstaną, aby w interesie żydów psuć dobrą opinię własnemu sklepowi.”(przyp.15)

Przy sklepie planowano założyć własną mleczarnię. Podczas tego zebrania Stohandel odniósł się do warunków w jakich pracują górnicy. Tekst relacjonujący spotkanie wysłał do „Wieńca-Pszczółki sekretarz zebrania podpisał się inicjałami: I.H.N; mieć gdzie pisać i zobaczyć swój tekst w gazetce, to też przecież sukces „Bratniej Pomocy”. Na własną miarę sprawozdanie sekretarz napisał:

„[...] poruszył jeszcze p. Stohandel w krótkich energicznych słowach kilka spraw tyczących się położenia górników. I tak wytknął p. Stohandel, fakt że w kopalniach jaworznickich brak jest najprostszych urządzeń sanitarnych. Jeżeli jakiegoś górnika potłucze i połamie na dole to zamiast go wziąć delikatnie na nosze, pakują nieszczęśliwego jak kupę mięsa do wózka służącego do wywożenia węgla i wiozą go do windy, a na wierzchu kładą jak trupa na mary i niosą go do szpitala. Pan Stohandel poruszył wobec tego żądanie, aby gwarectwo utrzymywało na dole nosze, a na wierzchu, aby nieszczęśliwych przewożono na wózkach sprężynowych. Wytknął następnie p. Stohandel tak świadczący, że w gwarectwie jaworznickim traktuje się robotnika jak upodlone stworzenie […]. Poruszył następnie p. Stohandel, że gwarectwo w pobliżu domów mieszkalnych wypala w dwóch niskich piecach wapno, a z pieców idzie dym i smród wprost do mieszkań ludzkich. Wypalanie to powinno by ze względów sanitarnych albo zupełnie ustać, albo też gwarectwo powinno pobudować kominy.” (przyp.16)

Dom kupiony, sklep też już jest, zebrania są często organizowane, a zatem robota bratniaków szła dobrze. Do czasu. Jednak już w październiku 1906 w rezultacie wewnętrznych konfliktów konieczne było zwołanie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia.

Barbara Sikora

1. Archiwum Państwowe w Krakowie (APK) sygn. STCH I 134, s. 463.

2. Prestacje (łac.praescriptio), powinności poddańcze chłopów w dawnej Polsce.

3. APK, sygn. STCH I 134, s.[464-465].

4. „Wieniec-Pszczółka” nr 35-36, 1904, s. 546

5. „Wieniec-Pszczółka”, nr 13, 1906, s.221.

6. „Wieniec-Pszczółka”, nr 30, 1905, s.463.

7. Tamże, s. 464.

8. „Wieniec-Pszczółka” nr 10, 1905, s. 158.

9. „Wieniec-Pszczółka”, nr 47, 1905, s. 739

10. „Wieniec-Pszczółka nr 13, 1906, s. 221.

11.  Tamże, s. 222

12. Tamże

13. „Wieniec-Pszczółka, nr 31, 1906, s. 515.

14. „Winiec-Pszczółka nr 20, 1909, s. 313.

15. „Wieniec- Pszczółka” nr 17 (dodatek do nr 16), 1906, s. 284-285

16. Tamże, s. 285-286

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 15/12/2025 10:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do