Reklama

Maroko w trzy tygodnie (5)

AWAP
11/07/2015 07:00

O tym, że dzisiaj świat jest „globalną wioską” nikogo chyba nie trzeba przekonywać. Również ja wielokrotnie korzystałem z tego przywileju. W tym roku wybór padł na Maroko. Wraz z czterema kolegami z Jaworzna spędziliśmy tu 22 dni.


18. dzień wyprawy – 11 maja (poniedziałek): Marrakesz – Ounagha – 154 km

Już tylko pięć dni pozostało do odlotu, do Polski. Dwa dni jazdy z Marrakeszu nad Ocean Atlantycki i dwa wzdłuż wybrzeża do Agadiru. Piątek, 15 maja pozostawiamy sobie wolny od jazdy, aby pakowanie bagaży i inne sprawy formalne załatwić bez pośpiechu.

Z Marrakeszu ruszamy z samego rana, o godz. 7.00. Dzisiaj droga jest równa jak stół. Chłodno, wiatr nie przeszkadza. Na pierwszym postoju zamawiamy tradycyjnie po kawie. Na kolejnym zapada decyzja – jedziemy „do oporu”. Chcemy wykorzystać sprzyjające warunki. Jak się potem okazało tego dnia przejechaliśmy 154 km. W trakcie dnia warunki zmieniały się. Z każdą kolejną godziną wzrastała temperatura powietrza. W południe w cieniu było

40 stopni Celsjusza. W drugiej części etapu rozpoczął się prawdziwy festiwal przebitych dętek. Najpierw Tomek miał pecha aż trzy razy. A na koniec, tuż przed samym hotelem, nieszczęście „dopadło” Krzyśka.

W miasteczku Ounagha nocowaliśmy w hotelu o wyższym niż zazwyczaj standardzie, w hotelu z basenem, za 10 euro. Im bliżej wybrzeża i turystycznych ośrodków, tym cena w hotelach wyższa. O noclegach w cenie 5-7 euro trzeba zapomnieć. Wieczorem, po zrobieniu zakupów, najpierw pływaliśmy w basenie, a potem zalegliśmy na leżakach. Oprócz nas nie było w hotelu „żywej duszy”.

19. dzień wyprawy – 12 maja (wtorek): Ounagha – As-Sawira – 25 km

Dziś rekordowo krótki etap. Przejechaliśmy 25 km i po 19 dniach pobytu w Maroku wreszcie zobaczyliśmy Ocean Atlantycki. To moje trzecie spotkanie z tym żywiołem. Pierwszy raz zobaczyłem Atlantyk w 2009 roku, w Portugalii, drugi – w 2012 roku w Irlandii.

As-Sawira, do której dotarliśmy, to miasto na marokańskim wybrzeżu Atlantyku położone 170 km na północ od Agadiru i 170 km na zachód od Marrakeszu. W przeszłości nosiło ono nazwę Magador. Dzisiejszą As-Sawirę założyli w starożytności Fenicjanie, a później przejmowali je kolejno Kartagińczycy i Rzymianie. W XV wieku marokańskie wybrzeże wraz z miastami As-Sawira, Agadir, Casablancą i Mellila, zajęli Portugalczycy.

Łagodny klimat, długa na  10 km plaża i dogodne warunki dla miłośników windsurfingu, to wymarzone miejsce na spędzenie zimowego urlopu. Po zajęciu As-Sawiry przez Francuzów w 1893 r. przerwane zostały jego najważniejsze powiązania handlowe, a tym samym źródła dochodów. W dzisiejszym, niepodległym Maroku, miasto żyje z rybołówstwa, głównie sardynek i morskich węgorzy oraz z turystyki. Wśród zabytków miasta można wymienić m.in. starówkę oraz dawne wały i forty obronne. W 2001 roku medyna w As-Sawirze wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Zamieszkaliśmy w hotelu Riad Gnaoua, w samym środku medyny, płacąc za nocleg 10 euro. W kantorze wymiany walut za 100 euro otrzymalem rekordowe 1062 tutejsze dirhamy. Wieczorem tradycyjnie wybraliśmy się na spacer i zakupy po medynie. To jedna z ostatnich okazji, by kupić pamiątki z podróży po Maroku.

20. dzień wyprawy – 13 maja (środa): As-Sawira – Tamri – 115 km

O godzinie siódmej rano medyna w As-Sawirze jest jak wymarła. Na ulicy pojedyncze osoby. Od rana jedziemy cały czas wzdłuż brzegu oceanu, ale dopiero na ostatnich kilometrach mamy kontakt wzrokowy z „wielką wodą”. Wydawałoby się, że trasa wzdłuż wybrzeża będzie płaska. A tu niespodzianka. Sporo mocnych podjazdów i kilkukilometrowych zjazdów. Wg zapowiedzi na wybrzeżu miało być o 10 stopni chłodniej, a jest coraz goręcej. Na rowerowym termometrze Tomka temperatura przekracza 50 stopni Celsjusza. Na trasie robimy kilka przerw. Wypijam 4 napoje jabłkowe Poms, każdy o pojemności 1 l. W miejscowości Tamanar, w podcieniach meczetu, w czasie największego upału robimy sobie godzinną przerwę. Do Tamri – przedostatniego miasta na trasie naszej wyprawy prowadzi długi zjazd. Czterogwiazdkowy hotel Imazighne zapewnia nam godziwe warunki odpoczynku po upalnym i wyczerpującym dniu.

21. dzień wyprawy – 14 maja (czwartek): Tamri – Agadir – 60 km

Już tylko zaledwie 60 km jazdy pozostało do celu, jakim jest znany na całym świecie kurort Agadir. Po trudach etapów w górach i na pustyniach jechaliśmy teraz jak uskrzydleni, mając świadomość, że to ostatni akord marokańskiej wyprawy. W połowie drogi zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na kąpiel w oceanie. To było jedno z najwspanialszych doświadczeń podczas naszej podróży. Dzika plaża, lejący się żar z nieba i wspaniały zimny i spieniony ocean. Cieszyliśmy się jak małe dzieci przez prawie godzinę.

W Agadirze dość długo szukaliśmy miejsca na ostatni nocleg. W końcu udało nam się wynająć pokoje w hotelu Lynx. Opatrzność chyba zlitowała się nad nami, bo ostatnią noc spędziliśmy w iście „królewskich” warunkach. Obszerne pokoje znajdowały się co prawda na ostatnim 3. piętrze, na tarasie, ale to był jedyny ich mankament. Pokoje wyposażone były w stoły, krzesła, szafy, wielkie podwójne łóżka, TV, telefon i co najważniejsze – łazienki z prysznicem, klimatyzację i nieograniczony dostęp do internetu. I to wszystko za jedyne 40 zł. Z tarasu mogliśmy podziwiać panoramę wielkiego miasta.
Jutro tylko kilkanaście km jazdy na lotnisko i o 23.30 odlot do Polski.

22. dzień wyprawy – 15 maja (piątek): Agadir – ostatni dzień pobytu

Ranek zastał nas w świetnym nastroju. Noc spędzona w klimatyzowanym pokoju odniosła pożądany skutek. W pobliskim barze zamawiamy „pożegnalne” śniadanie – omlet z 3 jaj, z oliwkami i papryką, słodkawy naleśnik z serkiem topionym i miodem, a do picia zieloną herbatę z miętą. Całość za jedyne 16 DH (6,40 zł) od osoby. Wracając ze śniadania korzystam z telefonu ulicznego, dzwoniąc do domu. Karta za 20 DH

(8 zł) zapewnia mi ponad 3 minuty bardzo dobrze słyszalnej rozmowy. O godz. 18.00 ruszamy na lotnisko, a stamtąd tuż przed północą, o 23.30 odlatujemy do kraju. W Polsce wita nas wyjątkowo chłodna wiosna. To przysłowiowy kubeł zimnej wody na nasze przegrzane od marokańskiego słońca organizmy.
Podczas pobytu w Maroku przejechaliśmy na rowerach prawie 1500 km, często w bardzo trudnych warunkach terenowych i atmosferycznych. Ale nie żałujemy. To byłą kolejna wspaniała przygoda za niewielkie pieniądze – tylko 1600 zł wydane w Maroku + 950 zł za przelot w obie strony.

Ryszard Karkosz

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do