Reklama

Oczywista Nieoczywistość – Grota

Dziś słowo grota używane jest już raczej rzadko. Zamiast tegoż używa się już raczej określenia jaskinia lub schronisko. Sama jaskinia bowiem jest i była na swój sposób schroniskiem, miejscem, w którym chroniły się i zwierzęta i ludzie. W jaskiniach chowali się pasterze, ukrywali się i zbójnicy. Były to bowiem miejsca niejednokrotnie niedostępne, z których jednocześnie niejednokrotnie rozciągał się jednocześnie dobry widok na okolicę. Bywały jednak i groty, których twórcą nie była matka natura, ale człowiek.

Taka niewielka grota znajduje się w moim rodzinnym Długoszynie. Zdaję sobie sprawę, że słowo grota jest tutaj mocno na wyrost, tym bardziej jaskinia. Sformułowanie schronisko jest tutaj natomiast jak najbardziej na miejscu. Znajduje się ono bowiem w obrębie starego kamieniołomu, na tzw. wale, poprzez który biegnie droga w kierunku Dąbrowy Narodowej. Kamieniołom ten eksploatowany był już w połowie XIX wieku. Z czasem wzniesiono tam także kilka prywatnych wapienników. Dziś pozostały po nich jedynie resztki. Sam kamieniołom natomiast jest kompletnie zarośnięty; drzewami, krzakami, długą i bujną roślinnością, która w sezonie letnim niemal uniemożliwia poruszanie się po okolicy. Zdumiewające jest jednocześnie to, że generalnie cała ta okolica jest już dzisiaj niemal kompletnie pozarastana. Podobnie zresztą jak i inne. Jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu rejony takie jak ten kamieniołom były wykoszone, rosło tam sporo zbóż, drzew nie było tam niemal w ogóle, a przemieszczanie się w terenie było łatwe i przyjemne, zupełnie jakby chodziło się po precyzyjnie rozplanowanym parku. Dziś natomiast przypomina to jeden wielki busz.

Lata temu kamieniołom był dobrze widoczny, zdawał się odsłonięty, podobnie jak wspomniane wapienniki no i oczywiście, górująca nad okolicą, wieża triangulacyjna. Po tej ostatniej nie ma już także śladu. Niestety. Ale to właśnie w obrębie kamieniołomu właśnie, na południe od dzisiejszej ulicy Widokowej, bardzo blisko wspomnianej wieży, znajdowała się owa, tytułowa grota. Pamiętam ją bardzo dobrze. Od samego początku wydawała mi się czymś niezwykłym. Jako dziecko zresztą bywałem tam bardzo często. Dziadkowie w okolicy tej bowiem posiadali pole, w rejonie św. Jana. Uprawiali tam zboże. Częstokroć bywałem tam także z dziadkiem, który zabierał nas na długie spacery. Opowiadał o wieży, na którą wspinał się niejednokrotnie jego syn, wujek Marek. Opowiadał o tym, jak działały wapienniki, opowiadał też o tym, jak któregoś razu z urwiska spadła krowa, należąca do pani Szczurkowej. Pokazywał nam okolicę, która w okresie dzieciństwa wydawała się olbrzymia, same zaś kamieniołomy i wzniesienia, na których były drążone, zdawały się wielkimi górami. Ale nie mniejsze wrażenie zrobiła na mnie owa grota. Dla mnie, jako dla dziecka, wydawała się potężną jaskinią. W rzeczy samej była jednak stosunkowo niewielkim wgłębieniem; długim na góra trzy metry, wysokim na może dwa. Nie wiadomo kto i kiedy ją wydrążył. Czy zrobił to ręcznie, czy może użył jakichś materiałów wybuchowych.

Jeśli wykorzystywano tutaj zresztą jakichkolwiek materiałów, to może przechowywano je właśnie tutaj. Z całą pewnością wydrążył ja ktoś jako potencjalne schronienie właśnie. W przeszłości bowiem ludzi tutaj nie brakowało, a miejsce to tętniło życiem. To przecież tutaj łupano kamień, to tutaj go wypalano. To tutaj, w ramach pracy, spędzano sporo czasu, godziny, dni i noce takie schronienie było więc nieodzowne. Pamiętam zresztą mocne ślady przepaleń, zarówno na spągu, jak i na sklepieniu. Ludzie, którzy tam przebywali, niewątpliwie palili ogień, grzali się i spędzali czas. Czy to w czasie deszczu, może śniegu, chłodu czy być może w nocy. Grota ta pomimo niewielkich rozmiarów zdawała się jednocześnie dla mnie czymś tajemniczym, niezwykłym i niesłychanym. Cóż. Dziecięca wyobraźnia robiła swoje. Nawet i później, kiedy odwiedzałem to miejsce jako już dorosły człowiek, spoglądałem na owo skalne wgłębienie z pewnym sentymentem, wspominając, jak przesiadywaliśmy tam z kolegami, jak paliliśmy tam ognisko, jak urządzaliśmy tam sobie pikniki.

Wystarczyło jabłko w kieszeni i pajda chleba z masłem i dżemem i wyprawa do groty oraz przebywanie w jej obrębie stawało się wartością samą w sobie, zżyciem alternatywnym, pełnym przygód i frajdy. Bawiliśmy się tam w grotołazów, w jaskiniowców, w rozbójników czy partyzantów. Biegaliśmy po okolicy, pełni werwy, pochłaniając to wszystko, co dawała nam okoliczna, piękna, zielona przestrzeń. I nawet jeśli z czasem czar owej groty prysł, a sama jaskinia kurczyła się nieubłaganie wraz z naszym wzrastaniem, to jednak cały czas stanowiła dla nas swego rodzaju punk odniesienia i malownicze miejsce schronienia, przed okolicznościami czy to rzeczywistymi, czy wymyślonymi. Dziś miejsce to jest już niemal niedostępne, kompletnie zachaszczone, przypominające wielkie, zarośnięte wysypisko gruzu czy śmieci. Dlatego więc może właśnie teraz, w sezonie zimowym, kiedy wszelkie zarośla legły w jesienno- zimowym letargu trzeba się będzie wybrać tam po raz kolejny? Właśnie teraz, kiedy będzie to łatwiejsze i w ogóle możliwe? Może więc kiedy znajdę choćby chwilę, wybiorę się tam by po raz kolejny, by przenieść się w czasie i po raz kolejny chłonąć to wszystko, co niegdyś było wielką przygodą, inspiracją oraz wartością samą w sobie.
Jarosław Sawiak

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do