
Dla niektórych dzwony wydają się przeżytkiem. Kiedyś wszak stanowiły swego rodzaju komunikatory, informujące mieszkańców okolicy o jakimś istotnym wydarzeniu. Nie służyły więc tylko do uzupełnienia takiej czy innej celebry. Dziś wszakże, w czasie kiedy komunikatorów mamy bez liku, a i przepływ informacji jest nieporównywalny i błyskawiczny, funkcja dzwonów jako takich wydaje się co najmniej archaiczna. A jednak w ostatnim czasie to właśnie dzwony jako pierwsze poinformowały mnie o wydarzeniach, o których mówił cały świat.
W drugi dzień świąt wielkanocnych, kiedy leżałem sobie po śniadaniu wygodnie, zwróciłem nagle uwagę na to, że o nietypowej porze i nietypowo długo dzwoni w kościele parafialnym św. Wojciech. Jego dźwięk jest czysty i doniosły. Niemal natychmiast, kiedy zorientowałem się z nietypowości pory i długości dzwonienia, pierwszą myślą, jaka przemknęła mi przez głowę, była śmierć papieża Franciszka. Niemal natychmiast zajrzałem na media społecznościowe, w ramach których niemal wszędzie informowano o zgonie Ojca Świętego. Z jednej strony było to zaskoczenie. Jeszcze dzień wcześniej Franciszek był obecny na placu św. Piotra. Pojawiła się nadzieja, że stan jego zdrowia się poprawia. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej. Dla większości wiernych, pomimo podeszłego wieku papieża, jego śmierć dnia następnego była pewnym zaskoczeniem. I o tym właśnie wydarzeniu dowiedziałem się dzięki dźwiękom dzwonu właśnie. A kiedy w pierwszych dniach maja rozpoczęło się kolejne konklawe, to o wyborze nowego papieża poinformował mnie ten sam, jaworznicki dzwon. Pamiętam, szedłem wówczas do dentysty z bolącym zębem. Ale nawet wobec tej nieprzyjemnej okoliczności, niemal automatycznie przykuł moją uwagę jego właśnie dźwięk. Dzwoniąc pod wieczór owego dnia, może niezbyt długo, acz pora była nad wyraz nietypowa, od razu wiedziałem, że mamy papieża. A że nie wziąłem ze sobą telefonu, to nie mogłem od razu zasięgnąć informacji, kto zastąpił Franciszka. Wracając do domu, miałem ochotę zaczepić kogokolwiek, kto miał przy sobie telefon, by dowiedzieć się kto został nowym papieżem. Brzmienie wspomnianego św. Wojciecha niemal instynktownie przekonało mnie, że wybór Ojca Świętego stał się faktem.
Zarówno więc w jednym i drugim przypadku to dzwon poinformował mnie i instynktownie przekonał, bez cienia wątpliwości, że stało się coś istotnego. Nie potrzebowałem żadnych nośników, mediów, telewizora. Wystarczył dzwon. Po prostu. Chociaż wydawać by się mógł archaiczną pozostałością po dawnych czasach. Dla mnie jednak dzwony reprezentują do dziś pewien majestat i godność. Pewien splendor, stanowiąc nieodzowny element naszej kultury. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z dzwonami wielkimi, czy tymi mniejszymi. Jednocześnie wielce wymowny był moment śmierci Franciszka. Powinien o niej poinformować wielki dzwon Bazyliki św. Piotra. Ale ten, akurat wówczas odmówił posłuszeństwa, zupełnie jakby nie chciał przekazać światu tej smutnej informacji. Na dzwonnicę musiał się dopiero wspiąć mężczyzna, który siłą własnych mięśni rozhuśtał serce dzwonu i uderzał w ten sposób o jego płaszcz. Spowodowało to, że ów dźwięk, bardziej flegmatyczny, stawał się jeszcze bardziej ponury i przygnębiający.
Piszę te słowa rzecz jasna jako historyk. Nic więc dziwnego, że są rzeczy, do których mam duży sentyment, a dzwony są tutaj na czele. Czy to przykład staroświeckości, czy w ten sposób ulegam odklejeniu względem współczesnego świata, czy może po prostu jestem sentymentalny? Tego nie wiem. Prawda leży zapewne gdzieś pośrodku. Ale dzwony… Dzwony to dzwony. Dla mnie pewien kanon.
Tym bardziej zdziwiło mnie prawie dwie dekady temu stwierdzenie ówczesnego proboszcza długoszyńskiej parafii, księdza Mirosława Króla, który w rozmowie ze mną stwierdził, że dzwony to przeżytek. Ksiądz proboszcz zaskoczył mnie wówczas swoim stwierdzeniem. Był to okres, kiedy kończono budowę górnego kościoła. To także wówczas przeniesiono długoszyński dzwon z prowizorycznej dzwonnicy do tej docelowej, nad głównym wejściem. Ksiądz proboszcz wyrażał wówczas swą dezaprobatę wobec tego, że w miejscu tym dzwonu nie ulokowano od razu. Kiedy wspomniałem, że w zamyśle dzwon powinny być cztery (na każdym skrzydle kościoła), to właśnie wówczas ksiądz wyraził swój sceptycyzm wobec funkcjonalności dzwonu. Stwierdził, że dziś coraz częściej dźwięk dzwonu puszcza się z nośników z odpowiednim nagłośnieniem. Tak jest zresztą częściowo w jaworznickim kościele parafialnym. Tak jest też na Podłężu. Taki jest podobno trend. I wygoda. Czy to pragmatyzm, czy kwestia rachunku ekonomicznego bądź funkcjonalności. Tego do końca nie wiem. Mnie jednak ów trend się po prostu nie podoba. Bo dźwięk dzwonu, prawdziwego dzwonu, jego miarowe kołysanie i odgłos jest dla mnie czymś niepowtarzalnym i pięknym. Posiada jednocześnie w sobie głęboki przekaz, nie tylko ten dosłowny, metaliczny ale nade wszystko ten duchowy i mistyczny, który o wiele mocniej i głębiej trafia do ludzkich serc i dusz niż jakikolwiek bądź inny nośnik , oferowany nam przez współczesny świat.
Jarosław Sawiak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.