
Pani Asia zaczyna tak: podobno kierowca jest szczęśliwy dwa razy, w dniu kiedy kupi auto i w dniu, w którym je sprzeda. Ja byłam szczęśliwa w dniu ślubu i w dniu rozwodu. Arka poznałam na „Usiu”, uczyliśmy się na jednym wydziale, ale na innych kierunkach, więc wspólne mieliśmy tylko niektóre wykłady. Zwracał na siebie uwagę, nie był superatrakcyjny, ale umiał się wyróżnić sposobem ubierania. Były lata dziewięćdziesiąte i większość ludzi ubierała się na bazarach, co ja widziałam z kilometra, bo moi rodzice trudnili się takim handlem. Arek stawiał na markowe rzeczy, ja też nie nosiłam ciuchów z targu, bo patrzeć na ten badziew nie mogłam, gdy naoglądałam się go na co dzień. To był świetny biznes, rodziców stać było, żeby ich jedynaczka miała lepiej niż rówieśnicy. Gdy zdałam na studia, dostałam od taty „malucha”, a za obronę dyplomu miałam obiecaną kawalerkę. Na Arka spoglądałam czasem na wykładach, wydawał mi się dość intrygujący, no i siłą rzeczy czasem spotykaliśmy się wzrokiem. Podszedł kiedyś do mnie na przerwie z takim tekstem:
– Widzę, że i koleżanka lubi się odciąć od pospólstwa, doceniam. Uważam, że studia na prestiżowej uczelni przez sam szacunek dla niej wymagają odpowiedniej prezencji.
Nie zrobił na mnie wtedy dobrego wrażenia, ale wiele zyskał przy bliższym poznaniu. Był szarmancki, opiekuńczy i to mnie w nim ujęło. Mieszkał sam, jego rodzice pracowali za granicą (stąd te ciuchy, jak sobie wytłumaczyłam), musiał więc wcześnie wejść w dorosłość, a z jego słów wyłaniał się obraz zdolnego, operatywnego i podziwianego młodego człowieka. Może nie na uczelni, bo nie dawał na to szansy „pospólstwu”, ale we właściwych dla siebie kręgach. Zakochałam się i zostaliśmy parą. Arek bardzo przeżywał swoje porażki, gorzej zdany ode mnie egzamin, niższą ocenę na zaliczenie, niższą średnią na koniec roku. Tłumaczyłam, że mi się udało, bo podeszły mi pytania, lub że ściągnęłam od kogoś, byle tylko mój ukochany nie czuł się gorszy. I tak mi zostało, dla jego komfortu zaczęłam się kreować na tę głupszą, mniej zaradną, wprawiłam się za to w wyrażaniu podziwu dla niego przy najdrobniejszej okazji. Był taki cudowny, czuły i dobry, więc co mi szkodziło? Nie przejrzałam na oczy nawet gdy przedstawiłam go rodzicom, a oni parę dni później wzięli mnie na rozmowę. Tata stwierdził, że te jego „markowe ciuchy” to podróby, i że Arek tak naprawdę mieszka w „familoku”, z matką pijaczką i niepełnosprawnym bratem. Nie wiem, jak to wyczaił, ale dla mojego ojca nie było rzeczy niemożliwych. A co ja na to? Odczułam dla Arka tylko podziw, że chciał zadbać o lepszą przyszłość, zrozumiałam, że uczył się gorzej, bo nie miał warunków.
Tak działa omamiony umysł, nie dopuści do siebie innych myśli niż te, które pasują do wcześniej wykreowanego obrazu. Pobraliśmy się zaraz po studiach i w mojej kawalerce zamieszkaliśmy oboje. Było ciasno, ale nie chciałam pomocy rodziców, przecież Arek sam zarobi na większe mieszkanie i udowodni im, jak bardzo się co do niego mylili. Minęło kilka lat, a my nadal mieszkaliśmy w kawalerce i jeździliśmy moim maluchem. Arek miał dobrze płatną pracę w Katowicach, w prywatnej spółce, która przez cały czas się rozwijała i w ciągu kilku lat stała się liczącą w kraju firmą. Ciągle był bliski awansu, ale zawsze ktoś inny, po znajomości, sprzątnął mu stanowisko sprzed nosa. Podjęłam pracę u rodziców, którzy stoiska na targu zamienili na kilka butików i z kiepsko zarabiającej specjalistki w swojej branży stałam się bardzo dobrze zarabiającą ekspedientką, co dla mojego Arka stanowiło duży dysonans. Bo byłam zwykłą sklepową, czym się nie chwalił, ale za to z kasą, którą chwalić się lubił. Mieliśmy wspólne konto, nie wiedziałam, jakie są na nim zasoby, bo zarządzał nim Arek, planując wydatki i wydzielając mi odpowiednią jego znaniem kwotę na prowadzenie domu. Żyliśmy skromnie, ale się nie buntowałam, bo odkładaliśmy na własny dom. Nie było już mowy o systematycznych wizytach u fryzjera czy kosmetyczki, zaczęłam nosić ciuchy, które dostawałam od rodziców, bo miały wadę i nie dało się ich sprzedać. To dotyczyło tylko mnie, bo Arek musiał się prezentować, więc on nie żałował sobie na dobre garnitury czy buty.
Jego szarmanckość trwała może jeszcze rok po ślubie, potem ciągle słyszałam, że stałam się nieatrakcyjna, schamiałam, i w ogóle, nigdy nie grzeszyłam intelektem. Cóż… w tym ostatnim utwierdzałam go przecież sama. Nie zabierał mnie na firmowe imprezy, żeby się za mnie nie wstydzić. Rodzicom nigdy złego słowa na niego powiedziałam, choć zdarzyło się kilka razy, że mnie poszarpał. Nie uderzył, ale złapał za ramiona, potrząsał i krzyczał, nie przebierając w słowach, gdy coś było nie po jego myśli. Któregoś razu, ku mojemu zdumieniu oznajmił, że zabiera mnie na przyjęcie do firmy, bo żartują z niego, że ma żonę-widmo, której nikt nie widział. Postarałam się wypaść jak najlepiej, Arek kupił mi nawet sukienkę i dał na fryzjera. Siedziba jego firmy była bardzo nowoczesna, koledzy eleganccy, ich żony piękne i zadbane. Poznałam tylko kilka osób, z którymi godna byłam zamienić parę słów, a potem Arek sam poszedł się przywitać ze wszystkimi liczącymi się ludźmi. Stałam jak głupia, ale gdy zauważyłam palące na balkonie kobiety, postanowiłam do nich podejść. Po chwili dołączył do nas mąż jednej z nich, przyglądał mi się przez chwilę, po czym zapytał:
– Asia?
Spojrzałam na niego uważniej, to był Boguś, kolega z liceum, kujon, okularnik, który nie miał się z tego tytułu w klasie za dobrze, ale ja go bardzo lubiłam, a on mnie. Fajnie się gadało, jak dawniej, choć krótko, bo gdy wypatrzył mnie tam Arek, jedno jego spojrzenie wystarczyło, że pożegnałam się i wyszłam. Impreza skończyła się pretensjami, że jak tylko spuścił mnie z oczu, narobiłam mu obciachu i to u samego szefa.
– To był twój szef? – ośmieliłam się zapytać, ale nie odpowiedział, jak zresztą przez kilka kolejnych dni.
Sama się wiec dowiedziałam, kto jest właścicielem firmy Arka, a potem coś mnie podkusiło, by zadzwonić do Bogusia na służbowy numer i umówiliśmy się na kawę. Powiedziałam mu, w jakim charakterze byłam na imprezie, że mąż nalegał, bo to by mu pomogło w awansie, gdyż mężczyzna z żoną u boku jest postrzegany lepiej.
– W awansie? – zdziwił się Boguś, a zarazem zmieszał.
Pociągnęłam go za język i w ciągu godziny dowiedziałam się o karierze męża więcej, niż od niego samego przez pięć lat. Bo Arek dawno już nie pracował na tym samym stanowisku, był kilkakrotnie degradowany, by w końcu zostać zwykłym referentem. I to nie jego awans się ważył, tylko kwestia zwolnienia, bo oprócz nieradzenia sobie z obowiązkami był arogancki, wyniosły i nagminnie zwracał się do przełożonych z „konstruktywną krytyką” współpracowników, czyli mówiąc prościej, donosił. Coś wtedy we mnie pękło i otworzyłam się przed Bogusiem, uświadamiając sobie jednocześnie, że właściwie po jaką cholerę ja z Arkiem jestem? Nie mieliśmy dzieci i w sumie oprócz wypranego mózgu nie trzymało mnie przy nim nic. Wróciłam do domu jak odmieniona, a gdy mąż spytał, gdzie byłam, po raz pierwszy od lat, zamiast skulić się w sobie odpowiedziałam, że na kawie z jego szefem, bo to mój stary, dobry kumpel. Arek zaniemówił, ale na chwilę i zamiast próbować coś, wyjaśnić, zaczął obwiniać o swoje porażki mnie. Bo jak mógł się rozwijać, gdy na co dzień zajmował się wyręczaniem swojej niedołężnej, bezradnej życiowo żony? To dla mnie poświęcił swoją karierę i cierpiał w milczeniu… Już nie zrobił na mnie wrażenia. Z rozwodem i podziałem majątku nie było problemu, bo mieszkanie i samochód należały tylko do mnie, a wspólne konto było puste. Boguś zatrudnił mnie u siebie, moja kariera przebiegała dokładnie odwrotnie niż u Arka – najpierw zajęłam po nim stanowisko referenta, a potem sukcesywnie pięłam się w górę. Dziś jestem na emeryturze, używam życia, podróżuję po świecie, z nikim na stałe się nie związałam. I tylko czasem się zastanawiam, czy to ja wyhodowałam narcyza, czy tylko uruchomiłam w nim od dawna drzemiący „potencjał”?
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie