
Tak się często mówi wznosząc kieliszek i zachęcając innych do wypicia. Myślę, że to bardzo dobre powiedzenie, bo w rzeczywistości każdy taki toast nas do tego dna przybliża i czasem ono jest rzeczywiście konieczne, żeby uświadomić sobie, że niżej już nie ma nic…
W ten sposób swoją opowieść zaczyna pan Robert, którego kilka dni temu spotkałam w rynku naszego miasta, a ponieważ on sam zainicjował rozmowę, poprosiłam go, żeby opowiedział mi swoją historię. Wracałam właśnie z redakcji „CT” po oddaniu ostatniego artykułu, nieśpiesznie, rozmyślając o tym i owym, z zapalonym papierosem, bo tak mi się lepiej rozmyśla. Podszedł wówczas do mnie mężczyzna i spytał, czy mogłabym go poczęstować „fajeczką”. Nigdy w takich sytuacjach nie odmawiam, nie odmawiam też, gdy ktoś prosi o parę groszy, nie wnikając w to, na co zamierza je przeznaczyć. Bo ja świata nie zbawię swoją kaznodziejsko-moralną postawą, ale wyobrażam sobie, że dla ludzi, którzy nawet z własnej winy znaleźli się w takim położeniu, „zapicie” kolejnego dnia bez przyszłości jest jedyną opcją na przetrwanie.
Pan Robert, gdy wręczyłam mu nie tyle „fajeczkę”, co całą napoczętą paczkę, ośmielony poprosił, żebym kupiła mu coś do jedzenia. Weszliśmy do najbliższego sklepu i wybrał sobie, co chciał. Potem usiedliśmy na ławce, gdzie od razu, palcami, prosto ze słoika zaczął wyjmować pulpety i wcinać łapczywie, popijając sosem i zagryzając bułką.
– Pani jest dobrą kobietą, prawda? – spytał między kęsami.
– Chyba nie jestem – odparłam. – Zbieram po prostu dobrą karmę, bo gdybym ja kiedyś wylądowała w takim położeniu jak pan, może i mnie ktoś poczęstuje fajką i pulpetami.
– Serio? – zdziwił się.
– Dziś to wcale nie takie trudne, wystarczy nagle stracić współmałżonka i zostać samemu z kredytem, ratami, opłatami, na które jednej wypłaty nie wystarczy. W końcu przyjdzie komornik i weźmie wszystko.
– Ja tak nie miałem, mam mieszkanie, żonę i syna. Mam matkę i ojczyma, który chował mnie jak swojego, nigdy niczego mi nie brakowało, to nie było tak, że mnie w nałóg wpędziły jakieś traumy z dzieciństwa, albo że wyniosłem taki wzorzec z domu. Pić zacząłem jeszcze w liceum, najpierw było piwo, potem wino. Na imprezach, dla towarzystwa, dla szpanu. Tak się wtedy widzi dorosłość, człowiek się rzuca na to, co było do tej pory zakazane. Dorosłości nie kojarzy się jeszcze z odpowiedzialnością, obowiązkami i trudami. Moi rodzice długo nie wiedzieli, że popijam, dobrze się kryłem, ale gdy już się dowiedzieli, to z przytupem, gdy zbierali mnie sprzed domu zarzyganego i zasikanego. Myślę, że już wtedy miałem problem, ale udawałem, że żyję jak normalny nastolatek. Poszedłem na studia, skończyłem je z nienajgorszymi wynikami, ale wtedy alkohol był już na porządku dziennym.
Umiałem się pozbierać, gdy było trzeba, na wykłady chodziłem trzeźwy, nie piłem, gdy uczyłem się do egzaminów, co stwarzało złudzenie, że wszystko jest w miarę okej, czyli nie gorzej niż z innymi ludźmi w moim wieku. Rodzice znaleźli mi dobrą pracę, ale w którymś momencie zachowywanie pozorów było już zbyt trudne, chlałem codziennie. Do pracy chodziłem na kacu albo wręcz podpity. Kiedy mnie z niej wywalili, rodzice znaleźli mi drugą, potem trzecią, pomagali wyjść z twarzą z różnych opresji, ukrywali moje wyskoki przed sąsiadami, tłumacząc moje zachowania na różne sposoby. Pierwszy zbuntował się ojczym, bo włamywałem się do barku, gdy dokądś wyjeżdżali i wypijałem wszystko co było, a jak zaczął zamykać pokój na klucz, potrafiłem wywalić drzwi z futryny. Demolowałem dom, przemieszczając się bez świadomości na chwiejnych nogach, a to coś stłukłem, to coś podpaliłem od papierosa, na szczęście nie puściłem domu z dymem.
Rodzice zaczęli się kłócić, byli bardzo dobrym małżeństwem, ale to ja stałem się przyczyną wszystkiego. Ojczym chciał, żebym się wyprowadził, matka była przeciwna, uważała, że gdy zostanę bez kontroli, całkiem zejdę na psy. Był nawet taki moment, że próbowała mnie ożenić, myśląc, że wtedy się ogarnę. Zaczęła mnie swatać z córką swojej koleżanki, dziewczyna bardzo mi się spodobała, ale ja jej na szczęście nie, choć na spotkaniach bywałem elegancki, pachnący i elokwentny. Fakt, liczyłem, że coś z tego będzie, ale później sobie uświadomiłem, jak dobrze się stało. Przecież to byłoby straszne, gdyby matce udało się, z całą świadomością wcisnąć własnej koleżance na zięcia syna alkoholika, który w żadnej pracy nie utrzymał się dłużej niż trzy miesiące…
Żonę znalazłem sobie sam, Aneta była cudowną dziewczyną, ładną, miłą ciepłą, idealistką, która wiedząc o moich problemach, uznała, że sprosta wyzwaniu. Niestety, nie była w stanie rywalizować z gorzałą. Nasz syn, który po dwóch latach małżeństwa przyszedł na świat, również. Mieszkaliśmy na swoim, w małym mieszkanku, które wynajęli moi rodzice, gdy ojczym zdołał przekonać matkę, że muszą przestać brać na siebie moje problemy. Ale ona i tak, bez jego wiedzy przez większość czasu za nie płaciła, bo ja nie miałem pracy, spłacała też w sekrecie przed nim moje długi. Potem Aneta wzięła nasze utrzymanie na siebie, bo gdy to ją matka zaczęła obwiniać, że nie jest w stanie na mnie wpłynąć, żona się wkurzyła i pokazała jej drzwi, pozwalając jedynie raz w miesiącu odwiedzić wnuka.
Nie wiem, jak Aneta to wytrzymywała, ale gdy dziś o tym myślę, uważam, że takim kobietom trzeba by stawiać pomniki. I nie mam żalu, że któregoś razu spakowała parę moich rzeczy do plecaka i wywaliła mnie z domu. Gdy przepiłem już nawet prezenty i wszystkie pieniądze naszego synka z komunii, to przelało czarę. Choć wiem, że oboje nie raz musieli się najeść za mnie wstydu, gdy leżałem pod blokiem czy na klatce w kałuży moczu, bo mi zabrakło pary w nogach na przejście tych ostatnich metrów. Ale to dziś tak myślę, wtedy, gdy na okrągło byłem nawalony, takie rzeczy jak honor, godność, czy choć odrobina autokrytycyzmu były dla mnie niedostępne. Poszedłem do rodziców, ale ojczym mnie przegonił, a matka nie wstawiła się za mną, choć zza drzwi słyszałem, jak zanosi się płaczem. Może i ona uznała w końcu, że nie ma innego wyjścia niż pozwolić mi upodlić się do końca.
Niech pani popatrzy – mężczyzna pogmerał w kieszeni i wyjął z niej sfatygowany obrazek przedstawiający świętego Antoniego z Dzieciątkiem na ręku. – Znalazłam go na ulicy zeszłego grudnia, przede mną szedł ksiądz z kolędą i pewnie mu wypadł. Święty od zgubionych rzeczy, a może i… ludzi? Poszedłem do kościoła, wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że to jest miejsce, z którego nikt mnie nie przegoni, jest cieplej niż na dworze, a może i Ten na górze dojrzy taką łachudrę jak ja i pomoże, bo ja sam nie dam rady?
Pan Robert umilkł, otarł dłonią twarz, może z resztek sosu, a może chciał zetrzeć z niej coraz widoczniejsze ślady wzruszenia. Czekałam z niecierpliwością, co powie dalej, ściskając w kieszeni kurtki kciuki za to, co chciałabym usłyszeć.
– I ja już nie piję, nie stał się natychmiast cud, ale tak gdzieś od czterech miesięcy. Łapię się różnych zajęć, na placach targowych pomagam otwierać i składać budy, nosić skrzynki, rozładowywać towar. Coraz więcej mam takich propozycji, bo ludzie mnie już znają i jak trzeba kogoś do byle jakiej roboty, walą do mnie jak w dym.
Spojrzałam na niego zdziwiona, bo skoro zarabia i nie pije, powinien mieć kasę na jedzenie i fajki.
– Ale odkładam, wie pani? – dodał, jakby czytając mi w myślach. – Pewnie będzie się pani śmiała, ale mam taki jeden cel… Zbieram na zęby. Tak mi się marzy, że niedługo może uda mi się wstawić sztuczną szczękę, kupić spodnie, koszulę i buty, ale nie w lumpeksie, tylko w Galenie, a potem pójść do Anety i do synka. Gdyby mi dała szansę, wiedziałbym co z nią zrobić, bo od dna można się odbić tylko raz.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie