Reklama

Zdarzyło się w Jaworznie. Historie prawdziwe. Facet to świnia?

Mam szesnaście lat, na imię mam, powiedzmy Maciek, bo prawdziwego nie zdradzę – tak zaczyna się najbardziej zdumiewający mail, jaki otrzymałam od moich czytelników, z jeszcze bardziej zdumiewającymi przemyśleniami młodego chłopaka, choć kto wie, czy nie słusznymi? Ale do rzeczy.

Nie jestem jeszcze całkiem dorosłym facetem, dorosłym się przyglądam – pisze „Maciek”. – I nie zawsze mi się to co widzę podoba, i to jest przykre, zwłaszcza że chodzi o dorosłych mi najbliższych, mamę i tatę. Oboje bardzo dbają o rodzinę i o nas, o mnie i moją siostrę. Nie ma awantur, nikt nie pije, wszyscy żyją zgodnie, my nie sprawiamy problemów wychowawczych, kasy starcza na wszystko, choć pracuje tylko ojciec. Można by powiedzieć: modelowa rodzina –  i ja do niedawna byłem o tym przekonany. Dopóki nie odkryłem, że… tata ma kochankę. Najpierw była wściekłość, żal, oczywiście chęć powiedzenia o wszystkim mamie i wykrzyczenia mu w twarz, co myślę. Ale to nie były myśli, to były emocje, których na szczęście nie uruchomiłem, dopóki faktycznie nie przemyślałem sprawy. Bo zazwyczaj żyje się w tym swoim środowisku takim jakie jest, wszystko przyjmując za normę, dopóki nie zdarzy się coś, co pobudzi człowieka do refleksji. I tak było z nami, ze mną i z siostrą, bo oboje poznaliśmy tajemnicę ojca, tylko że mamy na sprawę kompletnie inne punkty widzenia, a to sprawiło, że postanowiłem do Pani napisać. Bo już sam nie wiem, co o tym sądzić, z jednej strony społeczna poprawność wymaga, żeby się oburzyć, potępić, poczuć rozczarowanie ojcem i żal (tak właśnie uważa moja siostra), a z drugiej strony coś we mnie krzyczy, że sprawa wcale nie jest taka prosta i oczywista.


Ojciec jest znaną postacią w mieście, „na stanowisku”, jak to się mówi, ludzie go szanują i się z nim liczą. Jest moim zdaniem przystojnym facetem, dba o siebie i swój zewnętrzny wizerunek, nie tylko na użytek publiczny, ale tak po prostu ma. Rano zawsze bierze prysznic, goli się, ubiera jak do wyjścia, nawet jak jest na urlopie. A mama – odkąd pamiętam – zakłada na siebie legginsy i pierwszą lepszą koszulę, której nawet nie prasuje, wiąże włosy w kitkę i zabiera się za robotę. Po podaniu śniadaniu zaczyna gotować obiad, w międzyczasie nastawia pralkę, odkurza cały dom, zmywa podłogi, potem leci na zakupy (narzuca na siebie płaszcz, żeby nie było widać, co ma pod spodem), następnie kończy obiad, podaje, potem ma jeszcze masę innych rzeczy do zrobienia, a na koniec jeszcze furę prasowania i kładzie się, jak już wszyscy śpią. Można by pomyśleć, że ma męża tyrana, który ją do tego wszystkiego zmusza, a sam w niczym nie pomaga, ale jest wręcz przeciwnie, ale o tym później.


Pamiętam, jak się zdziwiłem jako gówniarz, przeglądając rodzinny album, gdy zobaczyłem rodziców na zdjęciach sprzed ślubu i na ślubnym portrecie. Mamy prawie nie poznałem, taka była śliczna. Szczuplutka, zgrabna, ubrana według ówczesnej mody, ładnie uczesana, z makijażem na twarzy. Teraz jest, poza tym, co opisałem wyżej, mocno „korpulentna”. Ja takiej mamy jak z fotografii nie pamiętam. Ona też kiedyś pracowała, jest wykształconą kobietą, ale gdy przyszliśmy z siostrą na świat, przewartościowała całe swoje życie i właściwie nie wiadomo czemu czy komu miało to służyć. Odeszła z pracy, poświęciła się w całości dzieciom oraz domowi i pewnie wszyscy powinniśmy być jej za to wdzięczni, bo dzięki temu każde z nas włącznie z ojcem mogło się realizować we właściwych sobie dziedzinach bez zawracania głowy tak zwaną prozą życia. I tu mam pierwszy dylemat, bo mamie zawdzięczam wszystkie dotychczasowe beztroskie lata, kompletny brak obowiązków, z jakimi borykali się moi rówieśnicy, żadnej odpowiedzialności za cokolwiek. To było naprawdę superkomfortowe, ale gdy nagle, jak piorun z jasnego nieba pojawiło się odkrycie, że nasz tata, wzór męża i ojca, ma jakieś życie na boku, spojrzałem na siebie jak facet, przyszły mąż i głowa rodziny. Mam od roku dziewczynę, taką trochę bardziej na serio, miłą, piękną, inteligentną, zabawną.

Ale cały czas mam gdzieś z tyłu głowy, czy to jest ta sama osoba, którą będzie, gdybyśmy postanowili związać się na resztę życia? Czy dałbym radę być z nią na dobre i na złe, gdyby nagle zmienia się w cyborga: niańkę, odkurzacz, pralkę, zmywarkę, otyłą babę w dresie, wiecznie zmęczoną i skwaszoną? Bo w jej pojęciu to właśnie miałoby jak najlepiej służyć mnie i naszym dzieciom? Nie raz słyszałem, jak tata próbował mamie pomóc w domowych zajęciach, zakupach, proponował wyjazd na weekend, wyjście do kina czy teatru, ale ona miała zawsze coś ważniejszego do zrobienia i wręcz się o takie propozycje obrażała. Kupował jej czasem jakiś fajny ciuch, perfumy, karnety na masaże, bony upominkowe do kosmetyczki, ale skończyło się na tym, że się popłakała, bo uznała te gesty za przykre. Oczywiście wiem, że to właśnie kobieta, żona, matka, może całej rodzinie ułożyć wygodne, beztroskie życie, ale czy to jest prawdziwe szczęście? Moja siostra na przykład uważa, że miłość raz zadeklarowana ma obowiązek pozostać niezmienna, bez względu na to, jak bardzo i na jak wielką niekorzyść zmieni się obiekt tej miłości, że tata jest niewdzięcznikiem, że nie docenia tego wszystkiego, co mama dla nas robi. Ale ja się pytam, czego warte jest aż takie poświecenie, którego tak naprawę nikt nie oczekuje i nie wymaga? Ja bym wolał na pewno po powrocie z pracy zastać w domu ładną, miłą, uśmiechniętą żonę zamiast wymyślnego obiadu na stole i wolałbym sam sobie prasować koszule, niż pławić się w tym stworzonym przez nią „domowym ciepełku”, widząc w niej już tylko jeden wielki (i to dosłownie) wyrzut sumienia oraz męczennicę za nieistniejącą sprawę.


Umówiliśmy się z siostrą, że nie powiemy mamie o drugim życiu ojca, tylko z całkiem różnych powodów. Ona nie chce zrujnować mamie życia i liczy na to, że on się w końcu ogarnie, a ja… No cóż. Ja uważam, że on sobie tylko rekompensuje to, co mama osobiście mu odebrała i na co się na pewno nie pisał, kiedy się jej oświadczał. Bardzo kocham i mamę, i tatę, jako rodzice oboje są wspaniali i nie chciałbym, żeby się rozwiedli czy coś w tym rodzaju, ale z drugiej strony uważam, że dbanie o siebie jest jakby dotrzymywaniem umowy małżeńskiej, którą się zawiera z konkretną osobą, w przekonaniu, że to z nią spędzi się resztę życia. Nie wiem, czy Pani rozumie co mam na myśli, ale chodzi mi o to, że nawet jeśli ona będzie miała zmarszczki na twarzy i siwe włosy, niech to będzie ta sama kobieta i niech widzi we mnie przede  wszystkim mężczyznę, a nie obiekt do nakarmienia, oprania i oprasowania. A co Państwo na ten temat sądzicie?
Grażka

Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do