
Kolejne wybory prezydenckie pukają do naszych drzwi z natarczywością akwizytora, oferującego cudowny preparat na wszystkie bolączki Rzeczypospolitej. Każdy z nas nie tylko może, ale i powinien zadecydować, jak wyobraża sobie przyszłość kraju. To nasza święta powinność, o czym przypominają nam niestrudzenie wszystkie kanały medialne.
Telewizyjne debaty pretendentów do fotela prezydenckiego miały być – jak zwykle – miejscem konfrontacji idei i wizji Polski. Miejscem, gdzie wyraźnie dostrzeżemy, jakimi ludźmi są kandydaci, jak reagują na trudne pytania i – co może najważniejsze – jakie mają ludzkie odruchy. Bo przecież wybieramy nie tylko program polityczny, ale i człowieka z krwi i kości, który przez najbliższe lata będzie reprezentował nasz kraj.
Teoretycznie mnogość propozycji programowych powinna dawać nadzieję na ciekawy, zróżnicowany wynik przy urnach. Praktyka polityczna każe jednak patrzeć na sprawę z większym dystansem. Na wybory idą przede wszystkim przedstawiciele twardych elektoratów, podczas gdy ci, którzy najgłośniej manifestują swoje skrajne przekonania, popierając mniej popularnych kandydatów, często w dniu wyborów zostają w domach, zajęci zapewne analizowaniem spisków i knowań elit.
Czy w tych okolicznościach możliwa jest rzeczowa dyskusja o wizji przyszłej Polski? Czy może kampania wyborcza to tylko katalizator jeszcze głębszej polaryzacji społeczeństwa i wewnętrznych podziałów? Odpowiedź nasuwa się sama, kiedy obserwujemy emocjonalne przepychanki między kandydatami, ich agresywne zachowania i – co gorsza – podobne postawy ich zwolenników, którzy z kibiców politycznych przemienili się w prawdziwych kiboli, gotowych do walki o honor swojego faworyta.
Gdy rozmowa o przyszłości państwa toczy się w cywilizowany sposób, wszyscy na tym korzystamy. Niestety, tegoroczna kampania dostarcza nam licznych przykładów, że zamiast dialogu mamy do czynienia z agresją. W przeciwieństwie do wyborów samorządowych, które zwykle przebiegają spokojniej, tym razem jesteśmy świadkami bezprecedensowej fali niszczenia materiałów wyborczych. Choć wybory prezydenckie zazwyczaj nie budziły aż tak skrajnych emocji, w tym roku kilka grup wyjątkowo zaangażowało się w walkę – nie na argumenty, lecz na działania przypominające wojenne potyczki.
Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że zarówno w Polsce, jak i w innych krajach, poglądy wielu osób ulegają radykalizacji. Młodzi ludzie śmielej przysłuchują się skrajnym opiniom, bo są one wyraziste i obiecują proste rozwiązania złożonych problemów. Starsi natomiast, przyzwyczajeni do politycznego układu, w którym zmieniają się tylko główne ugrupowania, rzadko modyfikują swoją wizję państwa.
Gdybym miał obstawiać w konkursie, kto znajdzie się w drugiej turze, zapewne nie byłoby tu wielkiego zaskoczenia. Jednak trend widoczny w komunikacji społecznej pokazuje, że establishment może wkrótce stanąć przed poważnym zagrożeniem. Dlatego wydaje się, że nie tyle ważne jest, kto wygra wybory, ile jak wykorzysta zwycięstwo, aby uchronić nas przed popadaniem w niebezpieczne skrajności.
Krótkoterminowo radykalne rozwiązania mogą wydawać się atrakcyjne, ale polityka państwa – niezależnie od tego, w czyich rękach spoczywa – powinna być konsekwentną strategią, a nie koncepcją wywracaną co kilka lat do góry nogami.
Najważniejsze jest, abyśmy – bez względu na poglądy – uczestniczyli w wyborach. To one pokazują pełen obraz naszego społeczeństwa. A wynik, niezależnie od tego, kogo wyniesie na szczyt władzy, stanowi drogowskaz wskazujący, o jakich wartościach i przekonaniach należy pamiętać, bo reprezentują one istotną część polskiego społeczeństwa.
Może więc, zamiast dzielić się na zwaśnione plemiona, spróbujmy dostrzec w sobie nawzajem obywateli tej samej republiki – różniących się w poglądach, ale zjednoczonych w trosce o wspólne dobro.
Franciszek Matysik
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.