Ksiądz Stojałowski angażował się niemal we wszystkie sprawy jaworznianom doskwierające. Górnicy, kupcy, włościanie – każdy, kogo krzywda spotkała, mógł się do niego zwrócić. W listach do gazet wydawanych przez Stojałowskiego poszkodowani opisują swoje żale. Spodziewają się solidarności, wsparcia.
Czytelnik z Długoszyna użala się w „Wieńcu-Pszczółce” że niesprawiedliwości doznał. Wydarzyło się to w Długoszynie 123 lata temu. Otóż:
„W miesiącu czerwcu [1902] byłem karany sądownie 5 dniami aresztu i 3 kor. 90 hal. grzywny, a to tylko z powodu nieprzyjaźni strażnika lasowego, B. P., który przyszedł do mnie i moje własne żerdzie, wycięte z mego 6 morgowego lasu, podał jako skradzione. Strażnik miał złość do mnie, gdyż mu nie dałem nic wypić, a on wódkę okropnie lubi”.(przyp.1)
Opisywanie tej scysji redakcyjny komentator kończy słowami podniosłymi, jakie ludowemu trybunowi przystały; znać w nich parlamentarną ogładę retoryczną: „Dziś odzywamy się do wszystkich ludzi dobrej woli, by w imię ludzkości – i dla honoru naszego kraju i naszych rządów energicznie i skutecznie wystąpili przeciw tym krzywdom biednego ludu”. (przyp. 2)
Autor listu, nadesłanego do gazetki, nie został podpisany imieniem i nazwiskiem, a przecież i tak w 1902 roku łatwo by go było zidentyfikować , a wtedy zemsta „lasowego strażnika” murowana. (Za podobny list wójt Dąbrowy Sebastian Musiał pobił Józefa Toszę). Naturalnie w kwestii niesprawiedliwego oskarżenia o kradzież żerdzi zaradzić ma nie kto inny, jak ksiądz Stojałowski.
„Wypadki te to ledwie mała cząsteczka nadużyć leśnych i leśniczych z ostatnich kilku miesięcy, do których doliczyć trzeba podane przez nas niedawno zastrzelenie chłopa w dobrach hr. Starzeńskiego w Chrzanowskim powiecie. Mamy nadto jeszcze inne, o których wspomnimy pisząc o postępowaniu sędziów w takich sprawach.” (przyp. 3)
Skarży się chłop na niesprawiedliwość wójta gminy Długoszyn, gazetka opisuje tę sprawę:
„Wincenty Hujek z Długoszyna powiat Chrzanowski, nie ma czym zapłacić taksy stróża nocnego, ponieważ jest obecnie bez roboty. Za karę (widocznie za to, że Hujek nie ma skąd wziąć pieniędzy!) wójt długoszyński każe mu co noc chodzić na wartę i to tak długo, póki Hujek wystara się o całe 1 złr. 25 ct. na zaległą taksę. W razie nie słuchania tego rozkazu wójt grozi aresztem. Oczywiście Hujek chodził na wartę 7 nocy jedna po drugiej, aż nasi posłowie na wiecu pouczyli go jak ma postąpić. Panie wójcie z Długoszyna! Jeżeli myślicie, że wam wolno na członków gminy nakładać podobne kary, to wiedźcie, iż to jest dziecinne urojenie, które jeszcze to ma do siebie, iż was w razie powtórzenia się podobnego wypadku zaprowadzili do kozy za nadużycie władzy urzędowej. Ostrożnie więc!(przyp. 4).
Ta wielość krzywd to argument za tym, aby ksiądz koniecznie Długoszyn odwiedził. Musiał przyjechać, tak jak rano wzejść musi słońce. Tę pewność mieli. Nie zawiedli się. Przyjechał.
Istniała sprawa długoszyńska poważna i od lat nie załatwiona. Przemsza zalewa pastwiska i łąki. Wybudować trzeba śluzę - postulowali mieszkańcy wsi. Sprzyjał im wójt Jędrzej Radomski i pisarz gminny Jan Siemek; interweniowali w tej materii u posłów, szukając pomocy i rady. Koniecznie u posłów – gdyż Wydział powiatowy sprawę lekceważył i złe miał w niej rozeznanie (bądź pragnął nielojalnie zasugerować owo złe rozeznanie jako rzetelny obraz rzeczywistości).
Do wójta gminy 27 czerwca 1902 wpłynęło pismo Wydziału:
„[…] gdy rzeka Przemsza stanowi granicę między Galicją a Śląskiem i uregulowaną została dla spławu węgla, z góry przewidzieć można, że rząd pruski stawiać będzie trudności w budowaniu śluzy na Przemszy, bez której nawodnienie byłoby niemożliwe, a nadto zachodzi wątpliwość, czy ogromny nakład na budowę takiej śluzy stałby w odpowiednim stosunku do pożytku i nawodnienia nieznacznego obszaru 80 hektarów łąk”.
„ – Otóż Wydział pow. myli się w dwu rzeczach: najpierw rzeka Przemsza Biała nie stanowi poniżej Wysokiego Brzegu granicy, a po wtóre na całej przestrzeni od Wysokiego Brzegu aż do ujścia Przemszy Białej do Wisły leży nie 80 hektarów łąk, ale będzie ich przeszło tysiąc morgów, biorąc razem wszystkie leżące nad tą rzeką gminy”.(przyp. 5)
Zdaniem redakcji informacje zawarte w piśmie od starostwa wymagały sprostowania i wręcz polemiki.
Mieszkańcy tracą cierpliwość i alarmują księdza Stojałowskiego.
10 sierpnia 1904 ksiądz Stojałowski zawiadomił c.k. starostwo w Chrzanowie, że 15 sierpnia odbędzie zebranie w Długoszynie. Dokumenty na ten temat zachowały się w zbiorach krakowskiego Państwowego Archiwum. Zadania, jakie sobie Stojałowski wyznaczył do omówienia, to sprawa organizacji robotniczej, położenie polityczne kraju i państwa oraz sprawy gminne.
Kiedy ksiądz Stojałowski wysiadł na stacji Długoszyn, od razu udał się z gospodarzami nad rzekę Przemszę. „Obecnie woda wyrywa coraz głębsze łożysko i zrywa brzegi, wskutek czego łąki i pastwiska zupełnie zniszczały. Gminy już się udawały do Wydziału powiatowego w Chrzanowie z prośbą, aby przysłano inżyniera, który by stan rzeczy zbadał i robotami regulacyjnymi pokierował.” (przyp. 6) - słyszał od włościan.
Przyglądnął się zalanym łąkom, rzece, której koryto było szerokim rozlewiskiem. „[…] stwierdzono naocznie, że
granica leży dopiero za Przemszą, i że wszystkie łąki są wprost spustoszone” (przyp. 7) – czytamy w „Wieńcu – Pszczółce”. Po takim naocznym rozeznaniu sprawy udał się ksiądz Stojałowski do Marii Duszykowej, do domu nr 26; tam kontynuowano zebranie. Rozmowy trwały długo.
„Ksiądz Redaktor mówił o potrzebie zgromadzeń, które pouczają lud, jak sobie ma radzić w swoich biedach, i bronić od nieludzkiego ucisku. Tłumaczył też program chrześcijańsko-ludowy. Po przeszło dwugodzinnych naradach, odjechał ks. Stojałowski do Jaworzna, przyrzekając gminie zająć się sprawą dla niej najważniejszą.” (przyp. 8)
W piśmie do starostwa, relacjonującym przebieg tego zebrania, naczelnik gminy Długoszyn informował: „Omawiano sprawy robotnicze lub gospodarskie, odbyło się w największym spokoju, o godzinie piątej Wiel[ebny] Ksiądz Stojałowski odjechał do Jaworznia”. (przyp. 9)

Informacja lapidarna – i to nie przypadek zapewne. Ani słowem nie napisał naczelnik gminy o sprawie, która przecież była paląca i starostwu znana, o wylewającej Przemszy i skargach mieszkańców; jasne jest dla nas, że właśnie ze względu na nie przyjechał poseł Stojałowski. „Wieniec – Pszczółka” poinformował czytelników w sierpniowym numerze z 1904 roku:
„W Długoszynie, wiosce leżącej nad Przemszą Białą, tuż na granicy rosyjskiej odbyło się pierwsze, odkąd wioska istnieje, zgromadzenie w dniu 15 sierpnia. Zwołano je głównie w tym celu, aby się naradzić, jakich użyć środków, ażeby na Przemszy od Wysokiego Brzegu aż ku Szczakowej pobudować tamy i w ten sposób wodę zwyższyć i łąki gmin Długoszyna, Jaworzna, Szczakowej poprawić.” (przyp. 10)
W tym celu w dniu 15 sierpnia przybył ksiądz Stojałowski do Długoszyna.
Ten kapłan-polityk to był wedle sumienia sługa wybranej przez siebie idei, a nie ksiądz panisko, który „[…]poszedł tak jak wielu innych chrupać przy pełnym, obfitym korytku stańczykowsko-puzynowskim” (przyp. 11) (oto jak widzieli weredycy stojałowczycy swoich przeciwników politycznych). W tej walce ostrze padało na ostrze, ostrze dzwoniło o ostrze. Chrześcijanin chrześcijaninowi nie darował nic a nic. Wchodzi w polemikę ze stańczykami, na zjeździe „Bratnich Pomocy” prostuje kłamstwa:
„Nieprawdą jest również jakoby narodowo-demokratyczni posłowie, zasiadający w naszym związku narodowo-ludowym nie byli dobrymi chrześcijanami. Są oni lepszymi i uczciwszymi od niejednego księdza dobrodzieja i całej redakcji <> i <>. 35 lat przeszło szarpie książę Puzyna moją sławę. Ten katolicki biskup i kar. nie słucha rozkazów Papieża; wszędzie w całej Galicji, a nawet w Rzymie uczczą we mnie kapłana i sługę Chrystusowego, tylko w diecezji krakowskiej, kniazia Puzyny, jestem wypędzany od ołtarza!! Tak może niewiele już mi lat przeznaczono, dni moje policzone, ale w tej świętej walce o prawdę i wolność nie ustąpię”. (przyp. 12)
Minister Kazimierz Chłędowski zarozumiały ziemianin, zapewne z tych co mówią wiecie kim ja jestem?, w pamiętnikach krytycznie scharakteryzował księdza. Może Chłędowski usłyszał od posła Stojałowskiego - podczas obrad parlamentu wiedeńskiego - wiele gorzkich słów, odnośnie do polityki rządu. A Stojałowski riposty miał ostre. Ów minister, tajny radca, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z czasem minister dla spraw Galicji tak zapamiętał księdza:
„Do reszty obrzydliwą figurą był ksiądz Stojałowski, przywódca tych siedmiu ludowców istna figura zbrodniarza. Chudy, blady, bez cery, w zasmarowanej, brudnej sutannie, nie umyty, nie uczesany, o spojrzeniu stępionym, podstępnym, pełnym fałszu i obłudy. Wyglądał tak jakby się ciągle walał po szynkach i domach publicznych. A dla odpoczynku przychodził od czasu do czasu do parlamentu […]. Obraz Stojałowskiego zostanie mi w pamięci jako typ wyrzutka społeczeństwa polskiego.” (przyp. 13)
A jaki miał być? Własnej plebanii Stojałowski nie miał; jawnie wyłożyły mu kurie i biskupi, że przyzwoite warunki życiowe są tylko dla kapłanów zgodliwych i posłusznych, gotowych śpiewać w jednolitym chórze. Agitował w gospodach, w chałupach; w stodołach msze odprawiał, nie wiadomo czy zdaniem hierarchów legalnie; wiecował tam gdzie tylko rzucił go doraźny los. Od rana do nocy. Nieraz i w nocy. O zdrowie nie dbał. Troska o lud była najważniejsza. Uważał, że „[..] w gospodach powinny i gazety się znajdować, a wtedy będą to prawdziwe domy dla pokrzepienia sił ciała i ducha” (przyp. 14)
Dla Chłędowskiego, jaśniepana w wykrochmalonym śnieżnobiałym kołnierzyku, sprawa gazet w chłopskich chatach była zupełnie obojętna. Tak jak sto innych chłopskich problemów. Kto miał o księdza zadbać? Sutannę odprasować. Koloratkę wykrochmalić. Sam wciąż gnał, sprawa za sprawą, każda paląca. Chłopi przecież mało interesowali się sztuką renesansu.

Jeden dzień z życia Stojałowskiego, 15 sierpnia 1904, (przyp.15) wyglądał tak: o godzinie drugiej po południu był w Długoszynie, zgromadzenie trwało do godziny siedemnastej. Stamtąd pojechał do Jaworzna; już o godzinie szóstej wieczór w domu Radki przewodniczył zebraniu, które zakończyło się o ósmej trzydzieści. Czy w tym dniu poszedł na nocleg do chłopskiej chałupy, czy wracał do odległego przecież Bielska, trudno dzisiaj odgadnąć. Często znajduję informacje, że został odwieziony furmanką do Szczakowej. Co oznaczało, że jechał do Bielska wieczornym pociągiem. Na drugi dzień znów w podróż. O niezmordowanym w swej działalności księdzu pisali włościanie do „Wieńca i Pszczółki” wdając się w polemikę w obronie jego zasług.
Jan Chmiel chrześcijański ludowiec z Kobylanki przeczytał na łamach „Przyjacielu Ludu”, artykuł Bąka. Przypisuje on pierwszeństwo w uświadamianiu chłopów Janowi Stapińskim „wodzowi ruchu ludowego”. Chmiel z oburzeniem polemizuje:
„Ruch ludowy wzbudził w Galicji nie kto inny, tylko X. Stojałowski. Kiedy ten prawy wódz budził lud z uśpienia, poświecił swoje dochody i stanowisko, wycierał swą suknią kapłańską więzienie i znosił prześladowania duchownych i świeckich, to twój wódz, Jaś, najpierw jeszcze w majteczkach chodził; potem dopiero w Jaśle zaczął się coś uczyć, a następnie zaczął coś robić niby dla ludu, a właściwie od początku zdradził, bo poszedł do Wysłoucha na 70 blatów miesięcznie i diety, odłączył się od nauczyciela i zwalczał idee chrześcijańską aż rozbił, na pociechę i pożytek stańczyków, ruch ludowy na d w a w r o g i e obozy.” (przyp. 16)

Najdalsze wsie w zachodniej Galicji Stojałowski odwiedzał, przemierzał setki kilometrów, jak apostoł najuboższym niosący nadzieję na godniejsze życie, na kawałek chleba. Dosłownie; to nie jest przesada. Wielodzietne rodziny bezrobotnych często cierpiały głód. Jeszcze we wspomnieniach ludzi z pokolenia moich dziadków słyszałam, jak to na służbę szły kilkuletnie dzieci, za kromkę chleba, bo w domu tej kromki nie było.
Barbara Sikora
1 - Z Długoszyna , „Wieniec-Pszczółka” nr 12, 1902, s. 180 . W roku 1902 w Krakowie kilogram masła kosztował 2 kor. 32 hal., słoniny 1 kor. 45 hal. , chleb pszenny kg 28 hal-30 hal. Kilogram mięsa wołowego 1 kor. 60 hal. Pisze: Józef Andrzej Szwagrzyk, Pieniądz na ziemiach Polskich X-XX wieku. Wrocław-Warszawa 1973, s. 264.
2 - Z Długoszyna, tamże s. 180.
3- Tamże
4 - Dziwne urojenie, „Wieniec-Pszczółka” nr 20, 1902, s. 315-316.
5 - Zgromadzenia i wiece „Wieniec-Pszczółka” nr 32, 1904, s. 499.
6 - Tamże
7 - Tamże
8 - Tamże
9 - Archiwum Państwowego w Krakowie, StCh I 134, s. 461.
10 - Zgromadzenia i wiece, tamże, s. 498-499;
11 - Bratnia Pomoc, „Wieniec-Pszczółka”, nr 17, 1910, s. 263.
12 - Tamże, s. 262.
13 - Kazimierz Chłędowski, Pamiętniki. Tom II: Wiedeń (1881-1901). Kraków 1957 , s. 335.
14 - Bratnia Pomoc, tamże, s. 261.
15- AP w Krakowie, StCh I 134, s. 457
16 - Głosy ludu, „Wieniec-Pszczółka”, nr 14, 1910, s. 216
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie